Zamach czy gra wyborcza

Czy zatrzymani w Odessie Czeczeni naprawdę przygotowywali zamach na Putina, jak ogłoszono w Rosji

Publikacja: 27.02.2012 19:51

Opozycja protestuje przeciwko Putinowi (Petersburg, 25 lutego)

Opozycja protestuje przeciwko Putinowi (Petersburg, 25 lutego)

Foto: PAP/EPA

Według  Pierwszego Kanału, totalnie kontrolowanego przez rząd głównego programu rosyjskiej telewizji, takie były cele aresztowanych w styczniu w ukraińskiej Odessie Czeczenów.

Na początku stycznia w jednym z mieszkań w centrum tego miasta doszło do eksplozji uznanej pierwotnie za wybuch gazu. Na miejscu odkryto jednak ślady materiałów wybuchowych. Rannego w wybuchu Czeczena zatrzymano. Na ekranach Rosjanie mogli zobaczyć, jak przyznaje się on do przygotowywania zamachu na premiera Rosji.

Drugi z mężczyzn mieszkających w wynajętym mieszkaniu zginął w wybuchu. Trzeci uczestnik grupy, 31-letni Adam Osmajew, został aresztowany przez ukraińskie służby kilkanaście dni potem. Również jego, noszącego wyraźne ślady poważnego pobicia, można było obejrzeć w telewizji. Potwierdził, że przygotowywali zamach na Putina, który zlecić miał lider kaukaskiej partyzantki islamistycznej Doku Umarow.

Zamach miał zostać dokonany w centrum Moskwy tuż po 4 marca – dniu wyborów prezydenckich.

– Taki był deadline – mówił do kamery Osmajew, który uczył się w Wielkiej Brytanii. Drugi zatrzymany Ilia Pijanzin powiedział, że w Moskwie mieli najpierw dokonywać ataków na obiekty przemysłowe, a dopiero potem targnąć się na Putina.

Putina miał zabić wybuch ciężkiej wojskowej miny. Nie jest jasne, dlaczego w tej sytuacji Czeczeni własnoręcznie eksperymentowali z materiałami wybuchowymi, co doprowadziło do przypadkowej eksplozji.

W sprawie nie jest jasnych wiele rzeczy. Ukraińskie media zwracają np. uwagę na fakt, że przygotowywanie zamachu na Putina to już trzecia wersja, jaką oficjalnie czy nieoficjalnie przedstawiają tamtejsze władze. Przedtem mówiono o zamachu na ukraińskiego biznesmena, a potem – na wielkorządcę Czeczenii Ramzana Kadyrowa.

Próby i pseudopróby

Służba Bezpieczeństwa Ukrainy oficjalnie potwierdziła jednak, że chodzi o zamach na przywódcę Rosji.

Gdyby czeczeńscy bojownicy istotnie przygotowywali zamach na Putina, nie byłoby to niczym dziwnym. O próbach zamachu na szefa państwa rosyjskiego informowano około dziesięciu razy, przy czym co najmniej dwukrotnie (w 2000 i 2001 roku) Czeczeni naprawdę przygotowywali się do zabicia Władimira Władimirowicza. Teraz po grudniowej serii demonstracji antyrządowych w Moskwie Doku Umarow ogłosił wprawdzie wstrzymanie ataków na rosyjską ludność cywilną, bo ta „nie popiera już reżimu", ale zarazem stwierdził, że „moratorium nie odnosi się do struktur politycznych i wojskowych" Rosji i zapowiedział ataki na „urzędników, którzy w słowach i czynach szkodzą islamowi".

Zarazem jednak równie długa jest lista rzekomo skierowanych przeciw Putinowi pseudozamachów. W 2003 roku miała miejsce próba wciągnięcia w takie przedsięwzięcie Aleksandra Litwinienki, któremu zorganizowanie zabójstwa Putina zaproponowało dwóch byłych oficerów KGB. Rzecz miała miejsce w Londynie, Litwinienko zawiadomił brytyjskie służby specjalne, a te aresztowały Rosjan.

Sceptyczna opozycja

A w 2008 roku, tuż przed ówczesnymi wyborami prezydenckimi, w Moskwie ogłoszono o schwytaniu w pobliżu placu Czerwonego 24-letniego obywatela Tadżykistanu. Miał on według „informacji operacyjnych" służb przygotowywać się do zastrzelenia Putina i Dmitrija Miedwiediewa, gdy ci będą pieszo wychodzić z Bramy Spasskiej na odbywający się przed Kremlem koncert. Potem okazało się, że rzekomy Tadżyk jest w istocie Dagestańczykiem, a jeszcze później źródła w służbach specjalnych nieoficjalnie podały prasie, że nie chodziło o zamach, tylko o grupę czysto kryminalną. Zatrzymany nie trafił pod sąd, i w ogóle nie przedstawiono mu zarzutu przygotowywania zamachu...

Ta zbieżność napawa obserwatorów sceptycyzmem.

– Nie wiem, jaka jest prawda, ale fakt, że zatrzymań dokonano na początku stycznia, a informuje się o tym teraz, parę dni przed wyborami, jest dziwny – mówi „Rz" Andriej Lipski, wicenaczelny opozycyjnej „Nowej Gaziety". – Poza tym do podejrzliwości skłania fakt, że od razu zaczęły się próby wiązania tej sprawy z opozycją (b. szef FSB, deputowany Nikołaj Kowalow nazwał zamach próbą destabilizacji sytuacji politycznej, spowodowaną tym, że Rosjanie już „dokonali wyboru na rzecz stabilizacji", co się terrorystom nie podoba).

Bardziej zdecydowanie niż Lipski wypowiada się jeden z liderów opozycyjnego ruchu „Solidarność" Władimir Miłow:

– Nawet nie będę komentować tej informacji, bo przecież „zamach na Putina" już wykryli przed wyborami cztery lata temu... – ironizuje Miłow.

– Przesłanie tej informacji jest jasne: powinniśmy jako naród skupić się wokół naszego przywódcy, który działa tak efektywnie, że wszelkie ciemne siły uważają go za przeszkodę i knują przeciw niemu – uważa Nikołaj Pietrow z moskiewskiego Centrum Carnegie. Jednak jego zdaniem wpływ tej informacji na decyzje wyborcze Rosjan będzie minimalny lub wręcz żaden.

Tymczasem kierownictwo samego Pierwszego Kanału, proszone o skomentowanie opinii, iż cała sprawa jest politycznym zagraniem piarowskim, określiło tego rodzaju wypowiedź jako „oczywistą oznakę psychicznych problemów tak uważających ludzi".

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1185
Świat
„Kamień Pamięci dla Polski” w Berlinie – niedokończony i bez jasnego przekazu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1184
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1183
Świat
Trump podarował Putinowi czas potrzebny na froncie