Kiedy w roku 2006 szwedzki minister finansów Andres Borg zaczął regularnie się pojawiać na spotkaniach szefów resortów finansowych Unii Europejskiej, z miejsca stał się ulubieńcem fotoreporterów. Z upodobaniem portretowali 36-letniego wówczas polityka o długich, spiętych w charakterystyczny kucyk włosach i z kolczykiem w uchu, który na tle nobliwych kolegów po fachu wyglądał na nieco przerośniętego wiecznego studenta. Mało kto brał wtedy poważnie jego poglądy, w których odbijała się szkoła klasycznego liberalizmu ekonomicznego. Nic dziwnego – uczniowie von Hayeka i Friedmana od dawna nie nadawali już tonu poglądom ekonomicznym europejskich rządów.
Po sześciu latach Borg jest gwiazdą europejskiego świata polityki i ekonomii. O jego zasługach rozpisują się media (zwłaszcza prawicowo-liberalne), „Financial Times" uznał go wiosną tego roku za najlepszego ministra finansów w Europie. Jego dokonania chwalą w Ameryce (uznanie dla Borga wyraził Paul Krugman, chociaż jego credo ekonomiczne różni się od tego, co robi Szwed).
Recepta Borga
Cóż takiego zrobił długowłosy minister z nieukończonym doktoratem w Uppsali? Mówiąc najkrócej, wyprowadził Szwecję z dołka, do którego wpadła prawie cała reszta rozwiniętego świata. Co więcej, zrobił to bez zwiększania długu publicznego, bez uruchamiania państwowej drukarni banknotów, gigantycznych pakietów stymulacyjnych. Ba, obniżył nawet podatki i dalej zamierza je ciąć, a dług publiczny – nie dość, że o połowę niższy w stosunku do PKB niż średnia w strefie euro – to nadal maleje.
To prawda, że na pobudzenie gospodarki i naprawę finansów szwedzki rząd wydał – jak sam skrupulatnie wyliczył – równowartość 996 mln dolarów, ale w porównaniu z liczonymi w setkach miliardów sum, jakie miałyby ratować Włochów albo Hiszpanów, to wręcz śmieszne kieszonkowe. Zwłaszcza że szwedzki „stimulus" już się właściwie zakończył, a kraje południa Europy stoją w kolejce po kolejne stumiliardowe bailouty.
Borg nigdy nie wierzył w cudowne recepty na socjaldemokratyczne państwo dobrobytu, mimo że we własnej ojczyźnie obserwował jego modelowy rozwój. Zawsze niepokoiło go to, że ów wykreowany dobrobyt odbywał się kosztem obciążenia społeczeństwa gigantycznymi podatkami (od końca lat 60. do 1980 r. wzrosły one w Szwecji z 41 do ponad 50 proc.) i osłabiania przedsiębiorczości. Już w czasie studiów angażował się w działalność organizacji libertariańskich i pisywał artykuły do opiniotwórczych gazet. Miał zaledwie 23 lata, gdy zaproszono go do komitetu doradczego działającego przy ówczesnym premierze Carlu Bildcie.