W sobotę w Berlinie ma odbyć się tzw. marsz al Kuds. Zwolennicy radykalnych organizacji islamskich organizują go co roku dla wyrażenia protestu przeciwko izraelskiej kontroli nad Jerozolimą. Marsz ma się odbyć legalnie, mimo licznych głosów krytyki. Gunnar Schupelius, popularny komentator dziennika „Berliner Zeitung", przypomniał, że to antyizraelskie „święto nienawiści" ustanowione w 1979 r. w Iranie przez ajatollaha Chomeiniego. „Gdyby coś takiego organizowali neofaszyści, natychmiast dostaliby zakaz" – pisze Schupelius.
Głównymi organizatorami marszu są zwolennicy libańskiego Hezbollahu. Przez Amerykanów uznawany jest on za organizację terrorystyczną działającą ze wsparciem Iranu, gdy tymczasem większość państw Europy skłonna jest traktować Hezbbollah jak partię i ruch społeczny. Tym bardziej że przedstawiciele Hezbollahu zasiadają dziś w libańskim parlamencie i w rządzie.
To prawda, że organizacja kierowana przez charyzmatycznego szejka Hassana Nasrallaha prowadzi szeroko zakrojoną działalność społeczną, zjednując sobie libańskich szyitów dzięki prowadzeniu szpitali, szkół i centrów pomocy socjalnej, jednocześnie jednak nawołuje do świętej wojny z Izraelem i popierającymi go Stanami Zjednoczonymi. Amerykanie nie mają wątpliwości, że Hezbollah prowadzi działalność terrorystyczną, dlatego wprowadzają sankcje przeciwko organizacji i jej aktywistom. W ubiegłym tygodniu Departament Skarbu USA zakazał amerykańskim firmom jakichkolwiek kontaktów z Hezbollahem, a wszelkie aktywa organizacji w bankach działających pod jurysdykcją USA mogą zostać zamrożone.
Europa pod tym względem jest znacznie bardziej liberalna, co przywódcy Hezbollahu wykorzystują do organizowania zaplecza. Z przytoczonych przez tygodnik „Der Spiegel" danych niemieckiego wywiadu wynika, że w samych Niemczech działa ok. 950 aktywistów związanych z Hezbollahem, którzy zajmują się głównie zbieraniem pieniędzy – formalnie na działalność społeczną i charytatywną. Tyle że w przypadku tej organizacji rozdzielenie działalności terrorystycznej od politycznej i społecznej jest niemożliwe.
Większość analityków nie ma wątpliwości, że związki Hezbollahu z terrorem są bardzo prawdopodobne. – Bardzo zasadne jest podejrzenie, że za niedawnym zamachem na turystów izraelskich w Bułgarii stała komórka dżihadystów związanych z Hezbollahem – mówi „Rz" Nadim Shehadi, ekspert londyńskiego think tanku Chatham House. Tymczasem gdy po tym zamachu izraelski minister spraw zagranicznych Avigdor Lieberman usiłował przekonać w Brukseli europejskich polityków do wciągnięcia Hezbollahu na listę organizacji terrorystycznych, usłyszał tylko wymijające odpowiedzi i żadnych konkretów.