Nie możemy się zatrzymać na etapie pocztowego dyliżansu, w chwili gdy inni budują kolej – w taki sposób tłumaczył minister Thomas de Maiziere posłom Bundestagu konieczność wyposażenia Bundeswehry w bezzałogowe samoloty służące do przeprowadzenia ataku na wroga.

– To nic innego jak ślepe naśladownictwo i bezrefleksyjne podążanie za rozwojem technologii – twierdzą politycy opozycji z ugrupowania Zielonych, jak i pacyfiści z postkomunistycznej Lewicy. Ci ostatni chcą nawet likwidacji NATO jako organizacji uczestniczącej w karygodnych awanturach wojennych. – Żądamy od naszych żołnierzy celności w działaniu – podkreśla minister de Maiziere, udowadniając, że nowa broń jest absolutną koniecznością.

Bundeswehra dysponuje obecnie dronami produkcji izraelskiej, ale służą one do celów zwiadowczych. Kontrakt na dostawę tych maszyn kończy się w przyszłym roku. Resort obrony uznał, że jest to doskonała okazja, aby poszukać innego dostawcy nowych maszyn, które, jak udowadnia, służyć będą ochronie niemieckich żołnierzy uczestniczących w licznych misjach zagranicznych.

Berlin proponuje więc rozpoczęcie produkcji „europejskiego drona" z udziałem Francji i innych krajów. Europejski koncern EADS utworzył już joint venture z niemiecką firmą Rheinmetall w celu produkcji dronów bojowych, ale pierwsze egzemplarze mają być gotowe dopiero za pięć lat.