Mieszkaniec rosyjskiej stolicy i bloger Jurij Ursu miał już dość śnieżnych zasp wokół swego domu. Złożył skargę na portalu Nasze Miasto. Dołączył też zdjęcie jednej z zaśnieżonych ulic. Wkrótce otrzymał odpowiedź. Urzędnicy przekonywali go, że śnieg został już sprzątnięty, a firma oczyszczająca – ukarana grzywną. Jako dowód Jurij Ursu otrzymał zdjęcie posprzątanej ulicy.

„Nie trzeba być wielkim fachowcem, by zauważyć, że zdjęcie zostało obrobione graficznie. Brzegi śniegu są idealnie równe. A przecież nie był on sprzątany za pomocą odkurzacza, a zwykłej łopaty. Zniknęły też napisy na pobliskich murach" – pisał w blogu Ursum, który złożył zawiadomienie do prokuratury.

Obfite opady śniegu to prawdziwe utrapienie miejskich urzędników. Przez zawieruchy premier Dmitrij Miedwiediew nie mógł wylądować na dwóch stołecznych lotniskach Domodiedowo i Wnukowo. Rządowy samolot trzeba było skierować na zapasowy port w Petersburgu. Gazeta „Izwiestia" tłumaczyła, że w Moskwie są problemy z zaspami, bo brakuje blisko tysiąca pracowników do sprzątania ulic. Jeden z powodów to ograniczenie liczby zatrudnianych do tych prac imigrantów.

Na Uralu problem odśnieżania ulic rozwiązują czołgi. W mieście Niżny Tagił do zasp wyjechał produkowany w miejscowej fabryce T-72. W Nowoczerkasku w obwodzie rostowskim urzędnicy wspominali tej zimy dobre czasy: w zeszłym roku mieli czołg do odśnieżania, ale odjechał wraz z załogą. Dokąd? Tajemnica wojskowa.

Jak donosi portal Lenta.ru, w Mińsku na Białorusi do odśnieżania ulic zatrudniano m.in. bezdomnych, bezrobotnych oraz osoby skazane za prostytucję, które zamiast płacić grzywnę brały do ręki łopatę. Czy z takiego rozwiązania skorzystają rosyjscy urzędnicy?