Pierwszą taką sprawę w Polsce prowadzi radca Lech Obara. W imieniu potomka więźnia niemieckiego nazistowskiego obozu Stutthof wytoczył ją w tym roku przed sądem okręgowym w Warszawie niemieckiemu dziennikowi „Die Welt” za tekst z 2008 roku, w którym Majdanek został nazwany „polskim obozem”. Najbliższe posiedzenie odbędzie się 17 października.
– Potem „Die Welt” posłużył się jeszcze dwukrotnie takim określeniem, m.in w odniesieniu do Sobiboru. Dlatego ważne, by do czasu zakończenia procesu zakazać gazecie stosowania tego terminu, co moim zdaniem polski sąd może uczynić – powiedział nam mecenas Obara.
W Berlinie został przesłuchany ówczesny redaktor naczelny dziennika Thomas Schmid. – Mówił, że wynikało to z niskiej świadomości dziennikarzy, że było to przeoczenie, i wyrażał ubolewanie, podkreślając, że jak ma okazję, to on sam, człowiek w wieku 68 lat, przypomina młodym, kto jest odpowiedzialny za drugą wojnę – powiedział nam mecenas.
Podobnych spraw będzie więcej. Kancelaria Lecha Obary wytoczy dwie w Polsce, w tym jedną w imieniu więźnia Auschwitz przeciwko niemieckiej telewizji publicznej ZDF, tej, która wyemitowała skrytykowany przez szefa MSZ Radosława Sikorskiego film „Nasze matki, nasi ojcowie”. Chodzi jednak o inny film, który pojawił się w ZDF i niemiecko-francuskiej telewizji publicznej Arte, na fali zainteresowania tamtym. Dotyczył Armii Czerwonej, która wyzwalała, jak padło z ekranu, „polski obóz”.
Czy procesy ograniczą się do polskiego wymiaru sprawiedliwości? To będzie jednym z tematów konferencji naukowej, która odbędzie się dziś na Uniwersytecie Warszawskim, poświęconej – jak to teraz nazywa polski MSZ – „wadliwym kodom pamięci”.