Najlepszym przykładem na to jest chiński system GPS zwany BeiDou, który wykorzystywany jest przede wszystkim przez wojsko (po „widzącym” tylko obszar Chin systemie BeiDou-1 tworzony jest obecnie BeiDou-2 o zasięgu obejmującym już większość Azji i Oceanii).
Amerykańskie agencje wywiadowcze zwracają uwagę na szybkie postępy Chińczyków. Ich satelity szpiegowskie osiągają sprawność obserwacyjną satelitów amerykańskich, a precyzja BeiDou w niczym nie ustępuje rosyjskiemu Glonasowi albo amerykańskiemu GPS. Rzeczą, która najbardziej niepokoi Amerykanów, jest jednak rozwój chińskich broni ofensywnych zdolnych do zestrzeliwania satelitów na niskich orbitach. Zgodnie z doktryną wojenną Pekinu siły zbrojne USA są zbyt zależne od techniki kosmicznej, dlatego atakując jej elementy, można skutecznie „oślepić” ewentualnego przeciwnika.
Cały rozbudowany chiński system badań przestrzeni pozaziemskiej nadzorowany jest przez Narodową Agencję Kosmiczną, a udział w niej biorą najlepsze instytucje badawcze w kraju, z Chińską Akademią Nauk na czele. Zlecenia konkretnych badań otrzymują naukowcy z pekińskiego Uniwersytetu Lotnictwa i Aeronautyki, a także z podobnych ośrodków w Hangzhou, w Harbinie i Mianyang. Chińczycy prowadzą też rozległą wymianę międzynarodową, w której główną rolę odgrywają partnerzy z Roskosmosu (Rosyjskiej Agencji Badań Kosmicznych). Amerykanie ze względów bezpieczeństwa i obawiając się chińskiego szpiegostwa, nie zezwalają na współpracę NASA z Chinami.
Budowa i wystrzeliwanie rakiet odbywa się w czterech głównych ośrodkach. To kosmodrom w Jiuquan na pustyni Gobi, centrum badań w Xichan i centrum Taiyuan. Najnowszy jest otwarty w 1998 r. ośrodek w Wenchang.
Obecnie trwa budowa kolejnego ośrodka kosmicznego na wyspie Hainan, który po ukończeniu za cztery lata będzie w stanie wysyłać na orbitę obiekty nawet dwukrotnie cięższe niż obecnie. O determinacji władz świadczy choćby to, że dla realizacji tego obiektu mimo protestów nie zawahały się przed wysiedleniem kilku tysięcy ludzi.
Programy kosmiczne nie są tanie, stąd kłopoty finansowe agencji badań kosmicznych w USA czy Europie. Jednak władze w Pekinie nie żałują środków na zademonstrowanie rosnącej potęgi Chin. Brak precyzyjnych danych na temat całkowitych kosztów programu kosmicznego (tym bardziej że wiele jego elementów finansowane jest z funduszy Ministerstwa Obrony na rozwój uzbrojenia), wiadomo jednak, ile wydawano na ten cel w poszczególnych latach.
Np. w roku 2005 było to 1,2 mld dolarów. Na tle budżetu NASA wynoszącego wówczas ponad 16 mld nie wydaje się to dużo, jednak należy pamiętać, że niższe koszty w Chinach powodują, że pieniądze te są efektywnie „więcej warte”. W porównaniu z Rosją czy Indiami wydającymi w tym samym czasie na badania kosmosu 800–900 mln, widać, że Chińczycy traktują swój program kosmiczny priorytetowo. Pamiętajmy jednak, że realnie wydają na ten cel zaledwie 0,02 proc. (!) budżetu państwa.
Na zwiększanie nakładów na badania kosmiczne wpływa niewątpliwie przyspieszający od kilku lat kosmiczno-militarny wyścig w Azji. Własne programy kosmiczne mają Japonia i Indie, a kilka innych państw (np. Korea Południowa czy Tajwan) buduje infrastrukturę satelitarną, korzystając z rakiet nośnych wynajmowanych od bardziej zaawansowanych partnerów. Szczególnym ciosem prestiżowym dla Pekinu było udane wystrzelenie indyjskiej sondy marsjańskiej miesiąc temu, podczas gdy podobna próba podjęta przez Chiny w styczniu 2012 r. zakończyła się klęską. Wystrzelony we współpracy z Rosjanami z kosmodromu Bajkonur orbiter Yinghuo spadł do Oceanu Spokojnego.