Prawdopodobnie prezydent Janukowycz już sięgnął po wojsko.
Minister Obrony Paweł Lebiedew zmobilizował 79. pułk z jednostki lądowej w Mikołajowie (to ok. 1500-2000 sób) i 25. brygadę wojsk lądowych z Dniepropietrowska. Według ministra obrony jednostki te mają zabezpieczyć magazyny, gdzie jest przechowywana broń. Jednak mało kto w tą oficjalną wersję wierzy. Prawdopodobnie jednostki te zostaną wykorzystane do blokady Kijowa i ochrony rezydencji prezydenta.
Czyżby Ukrainie groziła już wojna domowa?
Gdyby nawet do tego doszło, to nie będzie to wojna domowa między zwykłymi obywatelami Ukrainy. Po jednej stronie stoją protestujący na Majdanie, domagający się dymisji władz, po drugiej wykarmieni przez władzę „bierkutowcy" wspólnie z funkcjonariuszami Służby Bezpieczeństwa, którym zależy na swoich posadach. Od wczoraj scenariusz krwawego konfliktu stał się bardzo prawdopodobny. Jeżeli w najbliższym czasie nie zapadną konkretne polityczne decyzję, dojdzie do eskalacji tego konfliktu. Widziałem na własne oczy autobusy z setkami ludzi, których władze przewożą do Kijowa. Nie wiadomo co to za ludzie i kto ich sponsoruje. Służby bezpieczeństwa bezpośrednio współpracują z kryminalistami i tak zwanymi „tituszkami", którzy mogą doprowadzić do krwawych starć, a to stanie się powodem wprowadzenia stanu wojennego w kraju.
Wiele się mówi o podziale Ukrainy. Na ile jest to prawdopodobnie?
O podziale Ukrainy od kilku miesięcy mówią kremlowscy doradcy i przedstawiciele tak zwanej „piątej kolumny", głoszący prorosyjskie hasła. Tyle, że Ukraina to nie jest Czechosłowacją. Nie da się pokroić mapy Ukrainy na dwie części, nie w dzisiejszych czasach. Gruziński scenariusz z 2008 r. jest też mało prawdopodobny. Janukowycz nie ma potrzeby zwracać się o pomoc do Rosjan, ponieważ ma w swoich rękach cały aparat władzy. W końcu ma kilka tysięcy tak zwanych „tituszek", którzy mogą wykonać brudną robotę za niego, a MSW i Służba Bezpieczeństwa dokończy sprawę. Jedynie czego można się obawiać, to oderwania Krymu. To jest jak najbardziej prawdopodobnie, ponieważ dochodzą stamtąd niepokojące sygnały. Stacjonuje tam 14-tysięczna Flota Czarnomorska. Są tam nie tylko marynarze, ale również oddziały specjalne, funkcjonariusze Federalnej Służby Bezpieczeństwa. W przypadku, gdyby Rosjanie zdecydowali się na uruchomienie " pokojowej akcji na Krymie" nikt by tam nie stawił oporu. Wręcz przeciwnie - większość tamtejszych mieszkańców sympatyzuje z Rosją a ponad połowa uważa się za Rosjan. W tym przypadku Krym w jednej chwili stałby się regionem Federacji Rosyjskiej.