Korespondencja z Symferopola (Krym)
Kolejny pociąg pełen ludzi szukających odpoczynku w czarnomorskich kurortach zajeżdża na dworzec w Symferopolu. Pod bramą dworca na tłum przyjezdnych czekają babuszki oferujące nocleg w swoich mieszkaniach oraz taksówkarze gotowi dowieźć turystę nawet na drugi koniec półwyspu za „przystępną cenę".
Człowiek wychodzący z symferopolskiego dworca prędzej czy później zawsze zostanie przez kogoś zaczepiony. Pierwszy zagaduje do mnie Karlen, 49-letni Ormianin, który mieszka na Krymie od 2000 roku. Wcześniej służył w wojsku, stacjonował w Legnicy. W Polsce został jeszcze kilka lat, miał biznes na granicy z Czechami.
Najważniejszy spokój
– To nie są dobre czasy, wszyscy żyją w wielkim stresie. Atmosfera od tygodnia jest bardzo gęsta i nikt na dobrą sprawę nie wie, po co nam to. Przecież tutaj żyją przedstawiciele wielu narodowości, tyle lat zgodnie żyjemy. Czy naprawdę ktoś musi tutaj dominować? Grunt, by było spokojnie – mówi Karlen, który sam jest przedstawicielem mniejszości ormiańskiej na Krymie. Jak podkreśla, wspólnota zadecydowała, że nie będzie się mieszać w ukraińsko-rosyjski konflikt.
Jedziemy uliczkami mglistego i deszczowego Symferopola, który jest bramą na cały półwysep Krymski. To tutaj rozpoczynają i kończą swój bieg pociągi łączące Krym z Ukrainą. Miasto jest również stolicą liczącej prawie 2 miliony mieszkańców Autonomicznej Republiki Krymu.