Od wyników wyborów w dużym stopniu zależą losy dwóch włoskich komandosów, którym w New Delhi grozi kara śmierci.
Wybory rozpoczęły się w poniedziałek, a skończą się 12 maja. Prawo głosu ma ponad 800 milionów Hindusów, czyli co dziewiąty człowiek świata. O władzę z ramienia rządzącej obecnie Partii Kongresu walczy Rahul Gandhi, syn Sonii i zamordowanego w zamachu 23 lata temu premiera Rajiva, z przywódcą opozycji, kiedyś straganiarzem, Narendrą Modim, reprezentującym konserwatywno-populistyczną Indyjską Partię Ludową.
Dopiero po wyborach rozpocznie się w New Delhi wielokrotnie przekładany proces dwóch włoskich komandosów, o których los Italia drży od ponad dwóch lat. 12 lutego 2012 r. na międzynarodowych wodach w okolicach Kerali na południu Indii do włoskiego tankowca „Enrica Lexie" zbliżał się rybacki kuter. Kuter nie reagował na ostrzeżenia, syreny i strzały ostrzegawcze. Gdy zbliżył się na 50 metrów, oddelegowani do ochrony tankowca komandosi oddali mierzone strzały, myśląc, że mają do czynienia z atakiem terrorystów. Zginęło dwóch rybaków. Kapitanat w Kerali poprosił tankowiec o wpłynięcie do portu, by załoga jako ofiara ataku terrorystycznego złożyła zeznania. Był to podstęp. Z pogwałceniem prawa międzynarodowego policja weszła na pokład i aresztowała Massimiliano Latorrego i Salvatore Gironego. Zostali oskarżeni o mord z premedytacją o podłożu terrorystycznym, za co w Indiach grozi kara śmierci. Sprawa nie jest jasna. Włochy wypłaciły rodzinom ofiar sowite odszkodowanie i wyraziły ubolewanie. Komandosi twierdzą, że po strzałach ostrzegawczych na pokładzie kutra pojawili się osobnicy z bronią. Rybacy tłumaczą, że nie zmienili kursu mimo ostrzeżeń, bo wszyscy, łącznie z szyprem, zasnęli po wyczerpujących połowach.
Władze i media w Kerali natychmiast rozpętały kampanię przeciw komandosom i Italii pod hasłem „Włochy chcą upokorzyć Indie". Miejscowa ludność chciała dokonać linczu. Zachowanie władz w Kerali Włosi tłumaczą odbywającą się tam wówczas kampanią przed wyborami lokalnymi. Rzekomo nacjonaliści chcieli dokuczyć rządzącej Partii Kongresu, bo jej przewodnicząca Sonia Gandhi jest Włoszką (urodzona jako Antonia Maino koło Vicenzy, poślubiła poznanego na studiach w Cambridge Rajiva Gandhiego w 1984 r.). Indyjscy nacjonaliści, a właściwie wszyscy adwersarze polityczni, od dawna zarzucają jej, że jest uzurpatorką, reprezentującą interesy zachodnie i włoskie, a nie indyjskie. Włoskie pochodzenie jest dla Soni politycznym przekleństwem. Dlatego nawet z włoskimi dyplomatami rozmawia w Delhi po angielsku i wielokrotnie deklarowała, że ze swoją ojczyzną nie chce mieć i nie ma nic wspólnego.
W związku z tym, że tragedię pod Keralą rozdmuchano z powodów politycznych na całe Indie, Sonia postanowiła pokazać, że jest równie surowa wobec swoich rodaków jak jej polityczni adwersarze. Gdy obaj komandosi zostali zwolnieni na urlop z aresztu domowego i przybyli w zeszłym roku na dwa tygodnie do Włoch, Gandhi jako szefowa Partii Kongresu poleciła swemu premierowi Singhowi, by wziął włoskiego ambasadora za zakładnika. Ambasador otrzymał zakaz opuszczania Indii. Komandosi wrócili do New Delhi, a we Włoszech rozpoczęła się kampania na rzecz ich uwolnienia. Premier Matteo Renzi pierwszego dnia urzędowania rozmawiał z nimi przez telefon.