Zdaniem rosyjskiego prezydenta wszystko z powodu skumulowania się ogromnego, ukraińskiego długu za poprzednie dostawy. Obecnie wynosi on 2,24 mld dolarów.
W tej sytuacji Putin przewiduje, że „Gazprom" może przejść na system przedpłat, czyli Ukraina będzie musiała płacić za dostawy „z góry". To z kolei – zdaniem rosyjskiego przywódcy – „zwiększy ryzyko nielegalnego poboru surowca płynącego przez terytorium Ukrainy do odbiorców europejskich i może utrudnić gromadzenie zapasów gazu na Ukrainie na zaspokojenie potrzeb w okresie jesienno-zimowym".
Kijów z kolei tłumaczy, że dotychczas nie płaci za gaz ponieważ nie wie jaka jest jego cena. W ciągu miesiąca Rosja dwukrotnie podnosiła ceny Ukrainie powołując się na kolejne, wcześniejsze umowy dwustronne.
Główny problem jest jednak polityczny, a nie ekonomiczny: Moskwa obniżyła Kijowowi ceny w zamian za zgodę na stacjonowanie Floty Czarnomorskiej na Krymie.
Teraz Kreml twierdzi, że umowa jest nieważna, ponieważ Krym nie należy już do Ukrainy. Kijów kategorycznie zaś odmawia uznania rosyjskiej aneksji tak bezpośrednio, jak i pośrednio (na przykład uznając, że obecna umowa na dostawy gazu nie obowiązuje). Żąda od Moskwy przestrzegania umowy z 2010 roku i chce negocjować kolejne zmniejszenie cen.