Tylko w ciągu kilku dni służby graniczne w Rio Grande Valley w Teksasie zatrzymały na granicy ponad tysiąc dzieci i nastolatków. W odróżnieniu od dorosłych, którzy przeprowadzani są dyskretnie przez grupy przemytników, dzieci i młodzież oddają się od razu w ręce władz.
„Czasami robią to nawet setkami" – mówi Chris Cabrera, szef lokalnego oddziału związku zawodowego agentów Straży Granicznej w Teksasie. Jego zdaniem operacje są dobrze przygotowane. Dzieci wiedzą, że zaraz po złapaniu i załatwieniu formalności mają szansę na znalezienie się pod opieką rodziny w USA. Tylko w tym roku granicę w ten sposób może przekroczyć od 60 do 90 tys. nieletnich.
Rosnąca liczba młodych nielegalnych imigrantów jest ogromnym zaskoczeniem dla służb federalnych. Zdumiewa przede wszystkim skala zjawiska, znacznie przekraczającego logistyczne możliwości patroli na południowej granicy USA. Ośrodki zatrzymań są przepełnione. Tylko w schronisku w Lackland Air Force Base przebywa około 1200 dzieci.
Trudna sytuacja zmusiła do reakcji nawet Biały Dom. Prezydent Obama, mówiąc o „zagrożeniu humanitarnym", wezwał podległe mu służby do podjęcia „skoordynowanych działań" na szczeblu federalnym. Zbyt opieszale reagują konsulaty państw, których obywatelami są młodzi nielegalni imigranci.
Najczęściej pochodzą oni nie z Meksyku, ale z innych krajów Ameryki Środkowej. Wykorzystują prawo zakazujące Departamentowi Bezpieczeństwa Krajowego natychmiastowej deportacji dzieci niepochodzących z Kanady bądź Meksyku. Przepisy mówią, że zatrzymani w ciągu 72 godzin mają przejść pod kuratelę Departamentu Zdrowia. W praktyce oznacza to przekazanie ich pod opiekę krewnych w USA do czasu rozpoczęcia sądowej procedury deportacyjnej. Większość nieletnich (ok. 95 proc.) nigdy nie pojawia się w sądzie i zaczyna nowe życie w USA.