Podjęta przez armię pakistańską wielka ofensywa zbrojna w graniczącej z Afganistanem prowincji Północny Waziristan może okazać się mniej skuteczna niż zakładał to rząd. Dowodzący operacją generał Zafarullah Khan przyznał, że najważniejsi przywódcy talibów zapewne zbiegli, prawdopodobnie do Afganistanu.
Problem w tym, że operacja do której w połowie czerwca rząd pakistański wysłał liczącą aż 40 tys. żołnierzy armię wspieraną przez lotnictwo była zbyt długo przygotowywana i zabrakło w niej elementu zaskoczenia. Dowódcy wojskowi uważają, że politycy, którzy mimo nieustającej fali terroru usiłowali negocjować z islamistami i opóźniali rozpoczęcie akcji dając im czas na przegrupowanie czy wręcz ucieczkę.
Do rozpoczęcia działań zbrojnych doszło dopiero po kilku szczególnie zuchwałych akcjach bojowników z organizacji Tehrik-e-Taliban (dokonali oni napadu na największe w kraju lotnisko Dżinna w Karaczi). Zdecydowanych działań domagały się też Stany Zjednoczone, bowiem pakistańscy talibowie regularnie atakowali linie zaopatrzenia oddziałów NATO w Afganistanie.
Armia pakistańska zaczęła więc zajmować kolejne miejscowości w prowincji, w której talibowie czuli się dotychczas bezkarni, tym bardziej że cieszyli się poparciem miejscowych przywódców plemiennych. W ciągu trzech tygodni ofensywy zginęło ok. 400 talibów, głównie w wyniku ostrzału z helikopterów bojowych.
Gen. Khan potwierdził jednak, że wśród zabitych lub schwytanych bojowników nie ma wyższych ranga dowódców. najprawdopodobniej widząc ogromna przewagę armii woleli nie ryzykować oporu, tym bardziej że ich główna taktyką jest raczej wojna partyzancka i zamachy bombowe. Część prasy pakistańskiej uważa, że ucieczka talibów nie była przypadkowa. Powszechnie wiadomo, że sprzyja im część korpusu oficerskiego oraz niektórzy funkcjonariusze służb specjalnych (ISI). Łatwo można sobie wyobrazić, że „przyjaciele" na czas ostrzegli talibów przed opieszale przygotowywaną ofensywą.