Ta ocena może także pomóc zrozumieć pozycję międzynarodową Syrii. W ostatnich miesiącach oddziały rządowe utraciły sporą część ziem na froncie północnym i południowym, zarówno na rzecz Państwa Islamskiego (IS), jak i pozostałych rebeliantów, również tych wspieranych przez Zachód.
Pomimo, że reżim przechodzi przez najcięższą dla niego fazę konfliktu, otoczenie Assada nie traci wiary w ostateczne zwycięstwo. Możliwe, iż jest to niskich lotów propaganda, choć z drugiej strony, trudno szukać innego przykładu, gdzie po 4 latach wojny na kilku frontach, nadal nie można wskazać zwycięscy, a o armii reżimu powiedzieć, że przegrała. Czy jest zatem możliwe, aby syryjskie wojsko nadal skutecznie wypełniało swoje zadanie na wszystkich frontach?
Siły rządowe napotykają na liczne trudności, również w zakresie rekrutacji nowych żołnierzy. Niskie morale, przynajmniej u części żołnierzy może być powodowane faktem dużej liczby zabitych oraz sporej fali dezercji. Jesienią ubiegłego roku władze syryjskie ogłosiły pełną mobilizację rezerwistów i wprowadziły specjalne przepisy prawne, mające ograniczyć zjawisko dezercji. Podniesiono kwotę żołdu i zarządzono zakaz opuszczania kraju dla mężczyzn do 30. roku życia.
Mimo powyższych zabiegów, skala dezercji nie uległa zmniejszeniu. Liczba żołnierzy, którymi dysponuje reżim od początku konfliktu zmniejszyła się o więcej niż połowę, z blisko 330 tys. do ok. 150 tys. Przy czym liczbę zabitych, według m.in źródeł brytyjskich, szacuje się na około 60 tys. Pozostałe ponad 100 tys. to zaginieni i właśnie dezerterzy.
Pod koniec lipca, prezydent Syrii Baszar al-Assad przyznał, że armia jego kraju nie posiada już na tyle sił i środków, aby prowadzić wojnę z rebeliantami i terrorystami islamskimi na wielu odcinkach. Właśnie w związku z niedoborami kadrowymi w wojsku, Assad ogłosił amnestię dla dezerterów i obywateli, którzy unikają poboru.