Instalacja w Redzikowie ma być gotowa w 2018 r. Będzie ostatnim elementem znacznie szerszego systemu obrony Europy Zachodniej i USA przed uderzeniem rakietowym z Bliskiego Wschodu, w tym przede wszystkim z Iranu. Składa się na niego inaugurowana w czwartek baza 24 pocisków SM-3 w Deveselu w południowej Rumunii, uzbrojone w podobne pociski okręty Aegis patrolujące Morze Śródziemne, radar w Turcji i ośrodek dowodzenia w Ramstein w Niemczech. W Redzikowie będzie docelowo stacjonować około 300 amerykańskich żołnierzy.
Moskwa zareagowała na inicjatywę Waszyngtonu z wściekłością. Zdaniem Kremla nawet jeśli pociski SM-3 wystrzelone z Polski nie są na razie w stanie zatrzymać rosyjskiego ataku atomowego, to w przyszłości może tak się stać, gdy baza na Pomorzu zostanie rozbudowana.
– To jest absolutna bzdura. Nie ma fizycznej możliwości, aby pociski wystrzelone z Redzikowa mogły zestrzelić rosyjskie balistyczne pociski atomowe (ICBM) – mówi „Rz" Tom Karako, specjalista ds. obrony rakietowej w prestiżowym waszyngtońskim Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS). – Dla Rosjan problem z Redzikowem jest inny: to spektakularny dowód jedności NATO, gotowości włączenia sojuszników z Europy Środkowej do kluczowego amerykańskiego programu obrony strategicznej. W ten sposób rosyjskie plany doprowadzenia do podziału między USA a europejskimi sojusznikami z jednej strony oraz między państwami NATO z Europy Zachodniej i Środkowej z drugiej bierze w łeb – mówi Karako.
Ale amerykański ekspert przyznaje: w minionych dziesięciu latach Rosja zainwestowała ogromne środki w modernizację strategicznej broni jądrowej i ta część jej uzbrojenia jest teraz na bardzo wysokim poziomie.
Nakłady na międzykontynentalne pociski jądrowe, fundament mocarstwowego statusu Rosji, będą mimo kryzysu gospodarczego, jaki przechodzi kraj, kontynuowane. Dowódca rosyjskich sił strategicznych gen. Sergiej Karakajew zapowiedział, że do 2018 r. Moskwa zakończy modernizację 70 proc. z około 4,5 tys. międzykontynentalnych pocisków dalekiego zasięgu.