Najtrudniejsza rola przypadła na Stadionie Narodowym Davidowi Cameronowi, autorowi referendum, które zadało bezprecedensowy cios we wspólnotę atlantycką. Ale premier robił, co mógł, aby wyjść z tej sytuacji godnie. Opanowany, sztywny, wręcz kostyczny, ogłosił na konferencji prasowej po szczycie, że już 18 lipca parlament w Westminster zdecyduje, czy odnowić kolosalnym kosztem flotę czterech łodzi podwodnych z uzbrojeniem atomowym. Miałaby „24 godziny na dobę zapewnić odstraszenia" przed atakiem wroga nie tylko Wielkiej Brytanii, ale i jej sojusznikom.
Taka inicjatywa ze strony odchodzącego premiera w chwili, gdy kraj jest u progu recesji, zaskoczyła. Ale obok wysłania do Estonii brytyjskiego batalionu ramowego, a do Polski – kompanii mającej służyć pod amerykańską flagą, była tylko jednym ze sposób, dzięki któremu szef brytyjskiego rządu chce odzyskać inicjatywę po decyzji o Brexicie.
Dyplomaci przyznali w sobotę, że Cameronowi tylko raz, w chwili pożegnania z Barackiem Obamą, puściły nerwy. Ale mimo to Madeleine Albright uważa, że szef brytyjskiego rządu zdał egzamin.
– To dziwne, ale Brexit wzmocnił determinację NATO do działania. Nikt nie podważa zaangażowania Ameryki w Europie i roli w podtrzymaniu więzi transatlantyckiej, jaką powinna odegrać Wielka Brytania – mówi „Rz" sekretarz stanu, która przed 17 laty wprowadziła Polskę, Czechy i Węgry do sojuszu.
W nowej sytuacji odnalazł się także Francois Hollande. Prezydent Francji przed wejściem na Stadion Narodowy zapewniał, że „Rosja nie jest ani wrogiem, ani zagrożeniem", wywołując tym spore zaniepokojenie krajów flanki wschodniej. Ale już podczas kolacji w Pałacu Prezydenckim w piątek wieczorem, w trakcie której była omawiana strategia wobec Rosji, „stanowisko Francji było jak najbardziej odpowiednie, realistyczne" – mówi „Rz" prezydent Litwy Dalia Grybauskeite, najbardziej radykalna ze wszystkich przywódców państw NATO wobec Rosji.