Na 6 marca François Hollande zaprosił do Wersalu przywódców Niemiec, Włoch i Hiszpanii. – Jesteśmy czterema najważniejszymi krajami UE. I to do nas należy stwierdzenie, co chcemy dalej razem z innymi robić – powiedział Hollande. Celem jest przygotowanie wspólnego stanowiska na szczyt w Rzymie 25 marca, gdzie ma być wydana deklaracja o przyszłości Europy po Brexicie.
Intencje francuskiego prezydenta, który zwołuje tak ważne polityczne spotkanie na kilka tygodni przed swoim odejściem z Pałacu Elizejskiego, są różnie odczytywane. Niektórzy widzą w tym chęć pokazania się w ostatniej chwili jako mąż stanu zatroskany o przyszłość Europy. Inni wracają do plotki o rzekomym apetycie Hollande'a na objęcie schedy po Donaldzie Tusku – takie spotkanie w Wersalu byłoby świetną okazją do przekonania największych w UE do swojej kandydatury.
Na to na razie nie ma jednak wystarczających dowodów, należy się więc skupić na politycznym celu, jakim jest zdefiniowanie przyszłości Europy.
Nowe grono
Spotkania w mniejszym gronie przed ważnymi unijnymi wydarzeniami nie są niczym wyjątkowym, ale często wzbudzają kontrowersje. Państwa przyzwyczaiły się już do stałych konsultacji francusko-niemieckich, gdy jednak do tego grona dopraszani są inni, zawsze powstaje pytanie o zastosowany klucz.
W takim składzie – Niemcy, Francja, Włochy i Hiszpania – do spotkania dochodzi po raz pierwszy. Są to największe państwa UE, które są jednocześnie w strefie euro. O przyszłości Europy rozmawia się zatem w gronie tych, którzy posługują się wspólną walutą. Powraca więc pytanie o Unię dwóch prędkości, w której ta ściślejsza integracja miałaby się dokonywać w grupie państw posługujących się wspólną walutą.