Na religijnym obozie dla nielegalnych imigrantów w okolicach Malmö pojawili się funkcjonariusze i zabrali ze sobą pięć rodzin. Interwencja policji przebiegła bardzo spokojnie, ale według narracji Kościoła ewnagelicko-luterańskiego była przerażająca zarówno dla obcokrajowców, jak i personelu obozu.
– Policjanci w cywilu zapukali do drzwi, zajęli rozmową diakonów, a wtedy inni funkcjonariusze weszli tylnymi drzwiami bez pukania – opowiadał telewizji wikariusz z Malmö Hakan Wilhelmsson. – Spotkanie z 30 policjantami to szok, gdy się przebywa na obozie rodzinnym – komentował. Organizatorzy obozu nie zostali bowiem zawiadomieni o zamiarach przeprowadzenia u nich kontroli.
Inni duchowny mówił, że akcja świadczy o złamaniu niewpisanej w prawo, choć starej tradycji, że Kościół powinien być strefą wolną od interwencji władz: – Akcja policji uderzyła w uciekinierów. Nie pytamy się, skąd pochodzą, dlaczego przyjechali i jakie mają dokumenty czy też ich nie posiadają. Dla Kościoła to osoby, które czują się zmuszone porzucić swoją ojczyznę.
Warunki pozwalające Kościołowi wypełniać swoją misję opowiadania się po stronie osób poszkodowanych zostały zmienione.
Inne stanowisko zajmuje policja. Według niej strefami wolnymi od ingerencji władz są jedynie tereny ambasad. Na dodatek funkcjonariusze nie weszli do świątyni, lecz na teren obozu. Rzeczniczka policji Ewa-Gun Westford tłumaczy, że zadaniem policji jest kontrolowanie miejsc, co do których otrzymała informację, że przebywają tam nielegalnie cudzoziemcy.