Trzeciego dnia zbrojnego przewrotu w separatystycznej republice, jej parlament wybrał nowego szefa państwa. Został nim „minister bezpieczeństwa państwowego" Leonid Pasiecznik.
- Putin nie może wytrzymać bez czekistów. Uczynienie z „ministra" szefa całej „Republiki Ludowej" jest sprzeczne z konstytucją, którą sobie napisali miejscowi bojówkarze. Według niej liderem „Republiki" powinien zostać przewodniczący „Rady Ludowej" (parlamentu-red.) a nie kagebista. Ale tam wszyscy mają gdzieś konstytucję: swoją, naszą czy rosyjską – uważa pochodzący z Doniecka ukraiński dziennikarz Denis Kazanskij.
„Igor Płotnicki przyleciał z Rostowa nad Donem do Moskwy zwykłym samolotem rejsowym, klasą ekonomiczną, bez ochrony. Miał z sobą teczkę i garnitur w pokrowcu. Wszystko, co potrzeba dla rozpoczęcia nowego życia. Na lotnisku czekający na niego dwaj oficerowie służb – młodzi, weseli, moskiewscy – poszli za nim. Ot, tak właśnie wygląda historia" - opisał ucieczkę „prezydenta" rosyjski pisarz Zachar Prilepin, który służy jako ochotnik w oddziałach donbaskich separatystów. Sam wracał do domu i w samolocie przypadkowo spotkał „prezydenta".
Płotnicki i rządzący w sąsiednim Doniecku Aleksandr Zacharczenko należą do drugiej generacji przywódców separatystycznego Donbasu. Pierwszą stanowili wysłani z Rosji oficerowie służb (w Doniecku – generał FSB Aleksandr Borodaj, w Ługańsku – Walerij Bołotow), którzy na miejscu znaleźli następców, wyszkolili ich i przekazali stanowiska.
Najnowszy „prezydent" Ługańska przed wojną był oficerem Służby Bezpieczeństwa Ukrainy i zajmował się zwalczaniem przemytu z Rosji. Wtedy został zwerbowany przez rosyjski kontrwywiad FSB. Teraz będzie rządził przy poparciu kolegów z Łubianki i pilnował wspólnej kontrabandy.