Socjalistom, którzy w 350-osobowym Kongresie Deputowanych będą mieli 169 miejsc, zabrakło siedmiu mandatów do bezwzględnej większości. Zapatero zapewnia, że dysponuje wystarczającą siłą, by wypełnić wyborcze obietnice, ale musi się liczyć z silną i bezwzględną opozycją. PP, która wprowadziła do parlamentu 153 deputowanych, na pewno nie będzie mu ułatwiać rządzenia.

Naturalnym sojusznikiem socjalistów są postkomuniści, ekolodzy i lewica katalońska, ale to najwięksi przegrani tych wyborów. Premier wspomniał o dialogu z umiarkowanymi nacjonalistami z Kraju Basków i Katalonii (PNV i CiU), ale to partie chadeckie, pod względem ideologicznym dalekie od Zapatero. W przeszłości współpracowały z socjalistycznymi rządami, ale nigdy bezinteresownie.

Baskijska Partia Nacjonalistyczna (sześć mandatów) już oświadczyła, że poprze Zapatero, pod warunkiem że rząd wyrazi zgodę na referendum dotyczące prawa Basków do samostanowienia.

Katalońska CiU (11 mandatów) nie omieszka wykorzystać swej pozycji do wymuszenia nowych uprawnień dla władz w Barcelonie.