Otoczenie Julii Tymoszenko nie zdradza jednak jej planów przed ogłoszeniem oficjalnych wyników wyborów.

Międzynarodowi obserwatorzy, którzy orzekli, że podczas głosowania nie doszło do poważnych naruszeń, pogrzebali nadzieje pani premier na podważenie wyników wyborów w sądzie. Zorganizowanie masowych protestów także nie wchodzi w grę. Jak tłumaczą socjologowie, Tymoszenko zdołałaby obecnie wyprowadzić na ulice najwyżej kilkadziesiąt tysięcy ludzi.

Według części ekspertów szefowa rządu ma jeszcze szansę na rewanż. – Może wymusić w rozprawach, by doszło do ponownego przeliczenia głosów w spornych okręgach wyborczych. Taka procedura potrwałaby do lata. Do tego czasu Tymoszenko pozostałaby na stanowisku szefa rządu, obmyślając, co robić dalej – mówi „Rz” Wiktor Nebożenko, były doradca polityczny pani premier.

– Na razie sytuacja nie przemawia na korzyść Julii, ale za kilka miesięcy Ukraińcy ochłoną po wyborach i zaczną trzeźwiej myśleć. Wtedy Tymoszenko będzie miała swoje pięć minut – podkreśla Nebożenko. Zdaniem byłego politologa, a dziś wiceministra kultury Maksyma Strichy, jeśli Tymoszenko nie uda się zachować premierostwa, przejdzie do radykalnej opozycji.