Debatę wywołał list pani burmistrz Mediolanu Letizii Moratti, która napisała do wszystkich miejskich przedszkoli, by nie przyjmowały takich dzieci. Inicjatywę tę ostro skrytykował arcybiskup Mediolanu kardynał Dionigi Tettamanzi.
Minister oświaty, powołując się na Europejską kartę praw podstawowych i konwencję ONZ dotyczącą dzieci, zagroził, że jeśli władze Mediolanu nie wycofają się ze swoich decyzji, nie otrzymają pieniędzy z budżetu centralnego (8 mln euro). Natomiast 31 włoskich lewicowych europosłów złożyło zażalenie do Komisji Europejskiej, prosząc o wykładnię w tej sprawie.
Pani Moratti i politycy prawicy argumentują, że płacący podatki Włosi łożą na dzieci nielegalnych imigrantów, a więc de facto na przestępców. W dodatku muszą oddawać pociechy do drogich przedszkoli prywatnych, bo w publicznych nie ma dla nich miejsc. Włoski episkopat tłumaczy, że każde dziecko musi mieć prawo do edukacji, również przedszkolnej, i nie może być go pozbawione z powodu kłopotów z prawem rodziców.
Konferencja Episkopatu Włoch poszła jeszcze dalej. Księża zaproponowali w zeszłym tygodniu, by wszystkie urodzone we Włoszech dzieci automatycznie otrzymywały włoskie obywatelstwo.
Dwa lata temu Letizia Moratti, będąc ministrem oświaty, uznała, że państwowe szkoły podstawowe mają obowiązek kształcenia dzieci nielegalnych imigrantów. Za nieprzestrzeganie obowiązku szkolnego może im nawet grozić kara. Ale z państwowymi przedszkolami, które podlegają i ministerstwu oświaty, i władzom lokalnym, sprawa nie jest do końca jasna. Posyłanie do nich dzieci nie jest obowiązkowe.