Rz: 24 lutego zbierze się wybrany w niedzielę pseudoparlament Kuby. Czy Fidel Castro wróci na scenę polityczną jako nowo wybrany szef państwa i rządu?
Hector Palacios: Fidel Castro nigdy nie porzucił polityki, chociaż był o krok od śmierci. Nigdy nikomu nie przekazał jednoosobowej władzy, jaką sprawuje na Kubie. To człowiek, który woli umrzeć, „rządząc”, niż oddać władzę. Dopóki będzie oddychał – będzie szefem państwa, bo władza jest dla niego jak tlen. Ale jest z nim bardzo źle, i w sensie fizycznym, i umysłowym. Kubańczycy zaś się przekonali, że jest człowiekiem śmiertelnym, jak wszyscy, a jego reżim się rozpada.
Mógłby oddać władzę bratu. Raul pokazał, że zasługuje na zaufanie. Nic na Kubie nie zmienił.
Fidel nikomu nie ufa. Raul był lojalny, ale gdyby przejął naprawdę stery, doszłoby do zmian. Nie w sferze politycznej, ale w gospodarce – tak. My nie jesteśmy jednak Chińczykami ani Wietnamczykami. Chcemy prawdziwych zmian. Za dużo wycierpieliśmy, jak wy, którzy czterdzieści parę lat żyliście pod jarzmem radzieckim. Fidel nie będzie żył wiecznie, wszedł już w końcową fazę. Jesteśmy bliżej zmian niż kiedykolwiek. Naród jest doskonale przygotowany, by je przeprowadzić: bez traumy, bez nienawiści, bez aktów zemsty. Przeprowadzono je w Polsce, w całym obozie socjalistycznym, teraz kolej na nas. Fidel nie ma już niczego do zaoferowania krajowi i naród to wie.
Czy to znaczy, że w czasie jego choroby zmieniło się podejście Kubańczyków do reżimu? Że stali się śmielsi, że więcej ludzi popiera teraz opozycję?