Festiwal w San Remo, wyjąwszy mecze futbolowe, to najchętniej oglądana impreza we włoskiej telewizji. W tym roku odbywa się w okresie ostrej kampanii przed kwietniowymi wyborami, podczas której stacje telewizyjne muszą stosować ścisłe reguły bezstronności. Dlatego każdy, kto pojawił się na słynnej estradzie hotelu Ariston – zarówno prowadzący, jak artyści i goście – miał obowiązek podpisać deklarację, że nie kandyduje w wyborach, nie jest członkiem rządu ani działaczem żadnej włoskiej partii politycznej, a także zobowiązanie powstrzymania się od wypowiedzi czy gestów mogących wpłynąć na wynik wyborów.

Prawicowy dziennik „Libero” poinformował jednak wczoraj, że spośród 34 piosenek konkursowych tylko 22 traktują o sprawach politycznie obojętnych. Pozostałe zawierają teksty wspierające włoską lewicę. Organizatorzy tłumaczą, że są „zaangażowane społecznie”.

Wbrew pozorom sprawa nie jest błaha. W 2005 r. programy „Rockpolitik” Adriano Celentano w RAI kosztowały Berlusconiego spadek w sondażach aż o 5 punktów procentowych.

A Włochy śmieją się z ogłoszenia w „International Herald Tribune”: „Grupa obywateli Włoch poszukuje uczciwych lub względnie uczciwych osób na kandydatów we włoskich wyborach parlamentarnych. (...) Zgłoś się, nawet jeśli się nie nadajesz. We Włoszech to atut. Możesz liczyć na najwyższą na świecie pensję parlamentarną, niewyobrażalne przywileje i całkowitą bezkarność”.

Piotr Kowalczuk z Rzymu