Sporo już wiadomo; w Iranie, zanim dojdzie do wyborów, kandydatom dokładnie przygląda się Rada Strażników,złożona z teologów i prawników islamskich. Tym razem odrzuciła niemal połowę kandydatów (3100 z 7600, którzy się zgłosili), głównie tych, których określa się mianem reformatorów. I głównie z powodów politycznych.
Osłabieni zawczasu reformatorzy na pewno nie zdobędą znaczącej pozycji w 290-miejscowym Madżlisie. Ale z drugiej strony – nie wiadomo, jaki będzie jego skład. Irańczycy lubią zaskakiwać. Tak jak w 2005 roku, gdy na prezydenta nieoczekiwanie wybrali Mahmuda Ahmadineżada, ówczesnego burmistrza Teheranu. I tym Iran różni się od Rosji.
Irański parlament nie ma wielkiej władzy, ale potrafi dokuczyć prezydentowi – najważniejszej osobie wybieranej w powszechnym głosowaniu (ale nie najważniejszej w kraju, bo taką rolę odgrywa najwyższy przywódca duchowy ajatollah Ali Chamenei). Ahmadineżad doświadczył tego boleśnie. Kilku kandydatów, których zgłaszał na kluczowe w kraju stanowisko ministra ds. ropy naftowej, deputowani odrzucili. Parlament nie ma też wpływu na program atomowy, którym Ahmadineżad straszy świat.
Oficjalnie dużo się mówi o wielopartyjności, która ma odróżniać Islamską Republikę Iranu od Iranu z czasów obalonego szacha Mohameda Rezy Pahlawiego, kiedy partia była jedna i totalna – monarchistyczny Rastachiz. Ta wielopartyjność jest jednak bardzo niedojrzała. Niby partie istnieją, ale ich nazw prawie nikt nie zna. Polityków dzieli się na konserwatystów (mniej lub bardziej bliskich Ahmadineżadowi)i reformatorów. To właśnie reformatorzy – zwolennicy byłego prezydenta Mohammada Chatamiego – tworzą partię najbardziej wyrazistą i najbardziej znaną na Zachodzie – Islamski Front Uczestnictwa.
Reformatorzy uważani są za skłonnych do ułożenia stosunków z Zachodem, co bardzo się nie podoba konserwatystom. Kilka dni przed wyborami grupareformatorów spotkała się potajemnie z ambasadorem Niemiec. Stało się to powodem ataku konserwatystów, oskarżeń o wsparcie ze strony złego Zachodu. I nie bez racji, bo Zachód wolałby widzieć reformatorów u władzy. Choć określenie „reformatorzy” jest względne. Przecież to w czasach, gdy prezydentem był przywódca tego obozu– Chatami – Iran trafił do „osi zła”. George W. Bush umieścił go tam w 2002 roku wraz z saddamowskim Irakiem i Koreą Północną.