Przede mną pas ziemi niczyjej. Jestem pierwszym cywilem, który ma dziś przejść te kilkaset metrów. Poprzedniego wieczora doszło do zamachu na samochód południowoosetyjskiego prokuratora generalnego w Cchinwali, stolicy separatystycznej republiki, czyli miasteczka, które widać stąd jak na dłoni. Zamach, trzeci w ciągu miesiąca, wywołał wściekłość Osetyjczyków. I niepokój Gruzinów, którzy wzmocnili posterunek w Ergneti na dawnej stacji benzynowej z wyblakłym napisem Petrol Diesel.
Dowódca gruzińskiego posterunku żegna mnie słowami: „Od tej pory nie gwarantujemy panu bezpieczeństwa”. Wcześniej przez trzy godziny Gruzini nie chcieli mnie przepuścić, poskutkowała interwencja biura prasowego prezydenta Micheila Saakaszwilego. Nie pozwolili przekroczyć tej granicy-niegranicy ani mężczyznom w czarnych kurtkach, którzy podjechali nowym białym mercedesem, ani staruszce w ciemnej chuście, Osetyjce, którą znajomi podrzucili rozklekotanym moskwiczem z pobliskiego Gori, gdzie mieszka jej syn z żoną Gruzinką.
Gdy rozpoczynam samotny marsz obok zardzewiałych blaszanych kontenerów, wagonów kolejowych bez szyb i kół, gdzieś w oddali słychać strzały, zapewne na wiwat. Mijam dawne stragany i dom obłożony dyktą z napisem Kawiarnia nr 26, kiedyś zapewne pełne ludzi. Na krzakach bez liści powiewają torebki foliowe, a jedynymi żywymi istotami są tu zdziczałe psy.
Docieram do posterunku osetyjskiego. Sprawdzanie dokumentów, telefony do władz, które drogą mailową zgodziły się dzień wcześniej na mój przyjazd. Potem, już w Cchinwali, kilkakrotnie kontrolowano samochód, którym jechałem do biura prasowego separatystycznej republiki Osetii Południowej.
— To nadzwyczajne środki po zamachu na prokuratora generalnego Tajmuraza Chugajewa. Już trzeci raz próbowano go zabić — mówi rzeczniczka władz republiki Irina Gagłojewa. Prokuratora nie było w samochodzie, zginęła 25-letnia asystentka sędziego, a kierowca został ranny.