Główna partia opozycyjna w Zimbabwe – Ruch na rzecz Zmian Demokratycznych (MDC) – twierdzi, że z dużą przewagą pokonała w sobotnich wyborach parlamentarnych rządzącą partię prezydenta Roberta Mugabe – Afrykański Narodowy Związek Zimbabwe (ZANU-PF). Kandydat opozycji Morgan Tsvangirai miał też zwyciężyć w wyborach prezydenckich, zdobywając 67 procent głosów.
Ale Robert Mugabe i jego ludzie nie chcą się pogodzić z przegraną. – Na razie rezultaty wyborów nie są znane. Nikt nie ma prawa ogłosić się zwycięzcą – grzmiał minister informacji Sikhanyiso Ndlovu. Rzecznik prezydenta zagroził, że jeśli lider MDC ogłosi się prezydentem, zostanie to potraktowane jako próba zamachu stanu. – My wiemy, jak na to reagować – ostrzegł George Charamba.
Centralna Komisja Wyborcza zamierza ogłosić wyniki sobotnich wyborów najwcześniej w poniedziałek. Urzędnicy tłumaczą, że jednego dnia odbywały się wybory prezydenckie, parlamentarne i samorządowe, więc na podliczenie wyników potrzeba czasu. Opozycja obawia się jednak, że zwolennicy prezydenta wykorzystają ten czas na fałszerstwa. Aby zapobiec zamieszkom, do stolicy zostały wysłane dodatkowe oddziały policji.
84-letni Robert Mugabe rządzi żelazną ręką od chwili odzyskania przez Zimbabwe niepodległości 28 lat temu. Początkowo miał ogromne poparcie społeczne. W 1999 roku kazał wywłaszczyć białych farmerów, którzy mieli w swoich rękach 70 procent ziemi uprawnej, a gospodarstwa rozdał swoim zwolennikom. Ci jednak szybko doprowadzili je do ruiny.
Zimbabwe, dawniej nazywane spichlerzem Afryki, stało się jednym z najbiedniejszych krajów kontynentu. Bezrobocie wynosi 80 procent, a inflacja przekracza 1500 procent. Mugabe jest też oskarżany o łamanie praw człowieka i prześladowanie przeciwników politycznych.