Gdy siedem lat temu jako korespondent „Rz” w Pekinie obserwowałem radość Chińczyków z przyznania im organizacji igrzysk, było dla mnie jasne, że wszyscy – bez względu na poglądy polityczne – z entuzjazmem przyjęli tę wiadomość. Igrzyska były dla nich symbolem powrotu na należne ich krajowi miejsce w świecie. Na środową parodię sztafety olimpijskiej w San Francisco Chińczycy zareagowali zapewne rozczarowaniem i złością.

Tymczasem na Zachodzie narasta frustracja i gniew wobec Chin. Część przywódców europejskich już zapowiedziała, że zbojkotuje ceremonię otwarcia. Wczoraj do USA z wizytą przyjechał drugi raz w ostatnich miesiącach Dalajlama, co jest i gestem poparcia dla Tybetańczyków, i wyrazem niezadowolenia.

Prawdopodobieństwo, że słowa któregokolwiek z zachodnich polityków lub ich nieobecność na otwarciu igrzysk wpłyną na politykę Chin wobec Tybetu, dysydentów czy prześladowanych wyznawców różnych religii, jest bliskie zeru. Społeczeństwo, wychowane w nacjonalistycznej propagandzie i szczerze zadowolone z niesamowitych postępów, jakie poczyniły Chiny w ostatnich dwóch dekadach, w odpowiedzi na krytykę staje murem za partią. Przeciętny Chińczyk myśli: Zachód, który bezwzględnie wykorzystywał Chiny, traktując ich mieszkańców jak podludzi, nie ma prawa pouczać Pekinu. Tym bardziej że nikt w Chinach nie ma cienia wątpliwości, że Tybet to część Państwa Środka.

Na wychowywanie Chin jest za późno. Trzeba to było robić w latach 90., kiedy Chiny bardziej potrzebowały Zachodu niż Zachód Chin. Ale wtedy zachodni przywódcy byli przekonani, że droga do „ucywilizowania” Chin wiedzie przez dobrobyt. Że w ślad za restauracjami McDonalds i hollywoodzkimi szmirami do Państwa Środka przyjdzie demokracja, a przynajmniej poszanowanie praw człowieka. Nie przyszły, za to relacje gospodarcze między Chinami a Zachodem stały się równorzędne. Załamanie się tej współpracy oznaczałoby dla zachodnich gospodarek tarapaty.

Zachód może najwyżej obrazić Pekin, wiele więcej nie jest w stanie zrobić. Igrzyska mogą przejść do historii jako koniec miodowego miesiąca w relacjach Zachodu z komunistycznymi Chinami. Moment, w którym Zachód ostatecznie uświadomi sobie, że chińska droga do nowoczesności i potęgi wiedzie inną trasą, niż wielu sobie wyobrażało. Że nasze normy na wyrost nazwaliśmy międzynarodowymi. Chińczycy widzą je zupełnie inaczej.