60-letni Tetsuya Shiroo zabił Iccho Ito rok temu. Powiedział, że się zdenerwował, gdyż władze Nagasaki odmówiły mu wypłaty odszkodowania. Chodziło o samochód mafiosa. Jak twierdził, został on uszkodzony w miejscu, gdzie trwały roboty publiczne, i dlatego miasto powinno mu zrekompensować straty.
– Byłem zły – stwierdził krótko Shiroo, gdy z niewielkiej odległości dwukrotnie strzelił burmistrzowi w plecy. Ito ubiegał się wówczas o czwartą reelekcję. Prowadził kampanię wyborczą i właśnie przybył na wiec na dworzec kolejowy. Strzały dosięgły go tuż przed wejściem. Zabójca nawet nie uciekał z miejsca zdarzenia. Wczoraj usłyszał wyrok śmierci.
W czasie śledztwa wyszło na jaw, że nie chodziło tylko o uszkodzenie samochodu. Gangster obwiniał burmistrza o swoje problemy finansowe. Podobno prosił też władze Nagasaki o pożyczkę i spotkał się z odmową. Sprawa wstrząsnęła Japonią. W całym kraju obowiązuje surowy zakaz posiadania broni. Przestępczość z nią związana od lat prawie nie istnieje. Ale wielu ludzi do dziś pamięta zamach na innego burmistrza Nagasaki w 1990 roku. Dla Hitoshi Motoshimy, który został ciężko ranny, miała to być kara za to, że ośmielił się obarczyć cesarza częściową odpowiedzialnością za II wojnę światową. Tego zamachu również miała dokonać jakuza.
Starsi Japończycy wierzą, że dzięki jakuzie w kraju panuje porządek i dyscyplina
Jej historia sięga 1600 roku, a organizacja strukturą przypomina włoską mafię. Gangsterów łatwo rozpoznać po wytatuowanym ciele. Najważniejszy jest boss, czyli oyabun. Każde nieposłuszeństwo wobec niego grozi obcięciem kawałka palca. Do początku lat 90. japońska mafia bez skrępowania kontrolowała polityków i gospodarkę. – Aż do kryzysu finansowego, który ujawnił, że środowiska mafijne na wielką skalę zaciągały niespłacalne kredyty. Rząd wprowadził wówczas ustawę, która utrudniła im działalność. Ale mimo to jakuza wciąż odgrywa dużą rolę w japońskim społeczeństwie – przyznaje dr Katarzyna Starecka z Zakładu Japonistyki na Uniwersytecie Warszawskim.