Wczorajszy poranek George W. Bush rozpoczął od przejażdżki na rowerze. Jeździł po wzgórzach wokół barokowego zamku Meseberg pod Berlinem, po czym zrelaksowany wystąpił obok Angeli Merkel na konferencji prasowej. Dziękował za zaproszenie do „skromnej chaty nad jeziorem“ i chwalił szparagi, które mu zaserwowano. Potem bronił inwazji na Irak.
Nikt w Berlinie nie czekał na Busha z otwartymi ramionami
– Decyzja o pozbawieniu władzy Saddama Husajna była konieczna. Świat stał się bardziej bezpieczny – odpowiedział na pytanie, czy nie żałuje twardej retoryki używanej w przeszłości wobec Iraku. Wspomniał o tym zresztą w wywiadzie dla dziennika „The Times“, dodając, że taka retoryka mogła się przyczynić do powstania wizerunku „faceta spragnionego wojny“. – Patrząc z perspektywy czasu, odnoszę wrażenie, że mogłem użyć innej retoryki i innego tonu – powiedział dziennikarzom „Timesa”. Gazeta skomentowała: „Bush zaczyna mówić jak gołąb”.
Po rozmowach z Angelą Merkel Bush powrócił jednak do dawnej retoryki. – Wszystkie opcje są na stole – tłumaczył konieczność sięgnięcia po zdecydowane środki, jeżeli Teheran nie ulegnie międzynarodowej presji w sprawie swego programu atomowego.
Bush spędził w Niemczech kilkadziesiąt godzin w ramach ostatniej europejskiej podróży w charakterze szefa państwa. Stamtąd wczoraj poleciał do Włoch.