O nowym rządowym programie dotyczącym miejsc pamięci historycznej dyskutowali wczoraj członkowie gabinetu Angeli Merkel. Przewiduje on budowę nowych pomników w Berlinie. Wszystkie mają być związane z okresem komunistycznej dyktatury we wschodnich Niemczech (w sumie na upamiętnienie zbrodni komunistycznych i nazistowskich przeznaczone będzie 35 mln euro rocznie).
„Krytycy tego programu odnoszą wrażenie, że punkt ciężkości przesunięty został na okres dyktatury NRD, tak jakby w sprawie narodowego socjalizmu najważniejsze już zostało zrobione” – napisał wczoraj „Der Tagesspiegel”.
– Takie wrażenie rzeczywiście powstaje. Istnieje również obawa, że mamy do czynienia z relatywizacją nazistowskiej przeszłości poprzez umiejscowienie na turystycznym planie Berlina miejsc pamięci z okresu NRD obok pomnika Holokaustu czy „Widocznego znaku przeciwko ucieczkom i wypędzeniom” – tłumaczy Wolfgang Wippermann, historyk z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie.
Nie zgadza się z tym deputowany SPD Markus Meckel, który był ministrem spraw zagranicznych w ostatnim rządzie NRD, powstałym po upadku muru berlińskiego i demokratycznych wyborach. – Nie ma mowy o żadnej amnezji w sprawie zbrodni nazistowskich. Nowy program rządowy dotyczący miejsc pamięci związanych z dyktaturą NRD podkreśla jedynie konieczność nadrobienia zaległości w upamiętnieniu najnowszych wydarzeń historycznych – ocenia.
Sztandarowym zamierzeniem nowego programu jest budowa pomnika jedności i wolności upamiętniającego zjednoczenie Niemiec. Dwa wielkie stalowe półkola staną już za rok na placu Zamkowym w sąsiedztwie zamku Hohenzollernów, władców Prus i twórców militarnej potęgi Niemiec. 13 tablic wokół pomnika informować będzie o najważniejszych wydarzeniach z powojennych dziejów Niemiec. – To pomnik, który powinien pomóc Niemcom w odzyskaniu pewności siebie, bo przypominać będzie o wydarzeniu radosnym – tłumaczy Alfred Grosser, jeden z inicjatorów pomnika.