Marzę o tym, by partia mogła istnieć beze mnie. Na tym polega w znacznej mierze sens mojego życia – wyznał Grigorij Jawliński na XV zjeździe partii Jabłoko. W ten sposób uzasadnił swą rezygnację z ubiegania się o reelekcję na stanowisko przewodniczącego, które piastował od momentu założenia ugrupowania w 1993 roku (od jego nazwiska pochodzi początek nazwy partii).
Jawliński przekonywał, że partia dojrzała do zmiany kierownictwa i wewnętrznej reformy. Ta decyzja stała się zaskoczeniem dla wielu obserwatorów. Jawliński cieszył się niekwestionowanym poparciem w partii, chociaż o jego odejściu zaczęto mówić jeszcze w 2003 roku, kiedy ugrupowanie po raz pierwszy nie potrafiło przekroczyć progu wyborczego i znalazło się poza parlamentem.
Zeszłoroczne wybory obróciły się dla Jabłoka w jeszcze większą klęskę. Partia odnotowała zaledwie półtoraprocentowe poparcie, a głosy niezadowolenia z wodza cieszącego się niegdyś niekwestionowanym autorytetem coraz mocniej brzmiały już wewnątrz partii. Jawlińskiemu zarzucano brak pomysłów, tchórzostwo polityczne i nawet zdradę interesów partii na rzecz Kremla. Liderem partyjnej frondy został przewodniczący petersburskiego oddziału partii Maksim Rieznik. Wbrew woli centrali partii zaczął on współpracować z radykalną antykremlowską opozycją skupioną w koalicji Inna Rosja Garriego Kasparowa.
Jawliński przestał być przewodniczącym, ale nie zrezygnował z pracy w partii
– W tej sytuacji dla Jawlińskiego cieszącego się przedtem absolutnym poparciem w partii wygrana z wynikiem poniżej 90 procent oznaczałaby porażkę i utratę autorytetu – tłumaczy „Rz” politolog Aleksiej Makarkin. Przekonuje, że Jawliński nie miał wyboru i musiał zamiast siebie zaproponować kogoś innego.