– Poglądy, które może zaprezentować pan Silajdżić, w żaden sposób nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska państwa – napisał serbski członek trzyosobowego Prezydium Bośni i Hercegowiny Nebojsza Radmanović w liście do sekretarza generalnego ONZ Ban Ki Muna. Kilka godzin później prezydent Bośni i Hercegowiny Haris Silajdżić na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ zaapelował do zgromadzonych, by „naprawili błędy, do jakich doszło podczas wojny w Bośni”. – Nie wolno nagradzać ludobójstwa – podkreślał.
Dla większości słuchaczy było to odwołanie do zasad i do dramatów sprzed lat. Dla ponad miliona bośniackich Serbów – oczywisty, choć lekko zawoalowany, apel o likwidację Republiki Serbskiej, jednego z dwóch „podmiotów” BiH. Politycy bośniaccy od lat określają RS mianem „owocu ludobójstwa” i chcą, by Bośnia stała się państwem unitarnym.
Wiceprezydent Radmanović oraz władze Republiki Serbskiej zaapelowali w środę o zwołanie na 7 października nadzwyczajnej sesji parlamentu BiH, który miałby się ustosunkować do wystąpienia Silajdżicia. Nie wiadomo jednak, czy do niej dojdzie: prezydium parlamentu podzielone jest wedle zasady parytetu etnicznego. Bośniaccy posłowie mogą też zbojkotować sesję lub zablokować rezolucję.
W Bośni i Hercegowinie sytuacja rozwija się we wrześniu jak u Hitchcocka: zaczęło się od wystosowanej przez Banja Lukę zapowiedzi wycofania się RS z federalnego systemu dystrybucji energii elektrycznej. Dwa dni później przewodniczący prezydium Haris Silajdżić skierował do Trybunału Konstytucyjnego BiH wniosek o ściganie władz RS za prowadzenie własnej polityki zagranicznej (Banja Luka korzysta w USA z usług lobbystów).
Dzień po wystąpieniu Silajdżicia w ONZ wysoki przedstawiciel UE Miroslav Lajczak wystąpił z bezprecedensowym apelem. – W życiu tylko dwukrotnie widziałem takie relacje jak między Sarajewem a Banja Luką: między Bratysławą a Pragą [w 1991 r.] oraz między Belgradem a Podgoricą [w przeddzień podziału Serbii i Czarnogóry w 2005 r.] – stwierdził.