MSZ Wenezueli oświadczyło, że "ze względu na trudną sytuację przedwyborczą i małą ilość czasu, nie widzi możliwości zapewnienia odpowiedniej oprawy wizycie i o wiele bardziej dogodny byłby termin po wyborach do władz lokalnych zaplanowanych na 23 listopada" - podał w oświadczeniu ambasador RP w Wenezueli Krzysztof Jacek Hinz. Według niego, resort wyraził gotowość odpowiedzi w sprawie zorganizowania wizyty "w terminie późniejszym".
Lech Wałęsa w oświadczeniu przyznał, że od dawna jest znane jego krytyczne zdanie o prezydencie Wenezueli Hugo Chavezie. "Miałem i mam złe zdanie i to publicznie od dawna głoszę; odmówiłem też kilka razy spotkania prezydentowi Chavezowi" - napisał były prezydent. Po szczegóły odesłał do szefa instytutu swojego imienia, Piotra Gulczyńskiego.
- Lech Wałęsa do Wenezueli nie jedzie - przyznał Gulczyński w rozmowie z TVN24. Decyzja zapadła "po konsultacji z Biurem Ochrony Rządu i Ministerstwem Spraw Zagranicznych". - Na pewno można powiedzieć, że konferencja jest nie w smak władzom Wenezueli. Jest organizowana w dużej mierze przez opozycję wobec Hugo Chaveza - stwierdził Gulczyński. Zaprzeczył, jakoby doszło do formalnego określenia Wałęsy mianem osoby niemile widzianej, potwierdził natomiast, że władze wenezuelskie poinformowały o niemożności zapewnienia byłemu prezydentowi bezpieczeństwa. Tłumaczono to - relacjonuje Gulczyński - "późnym terminem podjęcia rozmów z rządem Wenezueli".
Wałęsa miał jutro wziąć udział w forum na temat demokracji na uniwersytecie w stolicy kraju.
Według stowarzyszenia Nowa Świadomość Narodowa, Wałęsa został zaproszony na forum razem z byłym premierem Bułgarii Filipem Dymitrowem, byłym ministrem spraw wewnętrznych Czech Janem Rumlem i b. szefem MSZ Słowacji Eduardem Kukanem. Władze wenezuelskie miały jednak oznajmić, że obecność Lecha Wałęsy nie będzie mile widziana i, według słów działaczy, "nie będzie można zapewnić mu bezpieczeństwa".