Wprawdzie Aidy Quilcué nie było w samochodzie, ale w kraju i tak zawrzało. Szefowa Regionalnej Rady Indian w departamencie Cauca była inicjatorką niedawnych demonstracji i marszów, które miały zwrócić uwagę rządu na problemy rdzennych mieszkańców Kolumbii stanowiących około 3 proc. z 44 mln ludności tego kraju. Kilka godzin przed ostrzelaniem jej samochodu przez patrol wojskowy wróciła z posiedzenia Rady Praw Człowieka ONZ w Genewie, gdzie relacjonowała sytuację w Kolumbii.
Jej mąż, 28-letni Edwin Legarda, jechał we wtorek wczesnym rankiem z miejscowości Inza do Popayan, stolicy departamentu Cauca, samochodem Rady Indian. Jak twierdzi gen. Justo Eliseo Pena, został ostrzelany, bo nie zatrzymał się na punkcie kontrolnym. Indianie nie mają jednak wątpliwości, że był to zamach. Na samochodzie znaleziono 17 śladów kul, Aidzie Quilcué wcześniej grożono śmiercią, a wojskowi nie mogli wiedzieć, że nie ma jej w służbowym aucie.
Legarda dołączył do długiej listy niewinnych cywilów zabitych przez kolumbijskich wojskowych. Zaledwie przed tygodniem wiceprezydent Francisco Santos prosił bliskich ofiar o wybaczenie i gęsto tłumaczył się na forum ONZ w Genewie. Organizacje praw człowieka mówią o tysiącach egzekucji i mordów dokonywanych przez wojsko na młodych Kolumbijczykach. Żołnierze porywają ich, przebierają za członków Rewolucyjnych Sił Zbrojnych Kolumbii (FARC) i mówią, że zabili ich w walce. Wszystko po to, by wykazać się skutecznością i zasłużyć na premie motywacyjne.
Z Indianami prezydent Alvaro Uribe dawno ma na pieńku. Głównym powodem konfliktów jest podejście do wojny z FARC. Indianie bronią swego prawa do neutralności i protestują przeciw wkraczaniu na ich tereny plemienne żołnierzy polujących na partyzantów. Uribe zaś żąda od nich współpracy w zwalczaniu FARC i zgody na obecność wojska. Krajowa Organizacja Indian Kolumbii (ONIC) obliczyła, że od objęcia przez niego władzy w 2002 r. z powodu walk FARC z wojskiem zginęło 1200 autochtonów, a ponad 50 tys. musiało opuścić domy.
Listopad był w Kolumbii miesiącem protestów Indian. Demonstracje przeradzały się w starcia z policją. Trzech Indian zginęło, 200 osób po obu stronach zostało rannych. Oprócz prawa do neutralności demonstranci żądali zwrotu odziedziczonych po przodkach ziem.