Czesława Bużyńska otrzepuje ręce. – Ziemię kopała, czosneczek wybierała – tłumaczy, prowadząc mnie do pokoju. Jej dom znajduje się tuż obok kościoła i okazałych budynków Caritasu i plebanii.
Centrum Sopoćkiń, z maleńkim pomnikiem Lenina, jest trochę dalej. Za to od domu pani Bużyńskiej blisko jest do mogiły generała Józefa Olszyny–Wilczyńskiego, zamordowanego 22 września 1939 roku przez żołnierzy Armii Czerwonej.
Sopoćkinie to niewielka miejscowość położona 26 km na północny zachód od Grodna, nieopodal granicy z Polską i z Litwą. Według pani Bużyńskiej, emerytowanej lekarki z miejscowego sanepidu, Polacy stanowią tu 95 procent mieszkańców. Sopoćkinie zyskały ostatnio na znaczeniu, bo właśnie tu i w sąsiednich Soniczach przez lata pracował Józef Łucznik, prezes ustanowionego przez białoruskie władze kierownictwa Związku Polaków na Białorusi, konkurencyjnego wobec zarządu z Andżeliką Borys na czele.
Pani Czesława nie bardzo chce rozmawiać o Łuczniku. – Ludzie go znają, bo był tu dyrektorem szkoły – mówi. – Ale w Sopoćkiniach tylko dwie osoby zostali się jemu.
W liczącym półtora tysiąca mieszkańców „posiołku typu miejskiego” działają dwa oddziały ZPB. Jeden legalny, uznający Józefa Łucznika za szefa, ma dwóch członków. Drugi – nielegalny, uznający Andżelikę Borys – 200. Czesława Bużyńska jest jego szefową.