FBI zarzuca demokratycznemu gubernatorowi próbę uzyskania lukratywnych stanowisk dla siebie i żony w zamian za mianowanie następcy prezydenta Obamy w Senacie USA. Blagojevich uważa się za niewinnego i odmawia ustąpienia. Co więcej, ku oburzeniu przywództwa własnej partii mianował niedawno następcę Obamy.
Do najgłośniejszych krytyków Blagojevicha należeli podczas piątkowej debaty w stolicy Illinois Springfield jego partyjni koledzy. – To ohydny, żenujący spektakl. Panie Blagojevich, powinien się pan wstydzić! – mówiła demokratyczna kongreswoman Susan Mendoza. Kolejny demokrata Lou Lang przypomniał o przypadających w piątek urodzinach eksprezydenta USA Richarda Nixona i wezwał gubernatora, by tak jak Nixon ustąpił ze stanowiska przed rozpoczęciem impeachmentu. Teraz sprawa trafia do stanowego Senatu, którego decyzja ostatecznie przesądzi o losie gubernatora.
Tymczasem równolegle rozwija się drugi wątek historii – mianowany przez Blagojevicha murzyński polityk Roland Burris domaga się przyjęcia go w poczet senatorów USA. Partyjne przywództwo początkowo stanowczo odmawiało, nie zezwalając nawet na wpuszczenie 71-letniego urzędnika państwowego na Kapitol. Burris jednak nie ustępuje i ma szanse na zwycięstwo. W czwartek przez półtorej godziny wyjaśniał stanowym kongresmenom okoliczności swej nominacji i przysiągł, że nie zawdzięcza jej żadnym układom z Blagojevichem.
– Czuję, że zdałem ten test na piątkę – powiedział dziennikarzom po wyjściu z sali. Zgodnie z regulaminem Senatu podstawą przyjęcia nowego członka izby jest certyfikat z dwoma podpisami: gubernatora stanu, który ma reprezentować, oraz przewodniczącego stanowej komisji wyborczej. Pełniący tę funkcję sekretarz stanu Illinois odmówił złożenia swego podpisu pod dokumentem. W piątek Sąd Najwyższy Illinois przyznał rację Burrisowi, stwierdzając, że sygnatura sekretarza stanu nie jest konieczna.