– Myślę, że jesteśmy już gotowi, by zrobić to, o co prosiliście. Chodzi przede wszystkim o umieszczanie na mojej stronie komentarzy. To już jest możliwe – zwrócił się wczoraj rosyjski prezydent do internautów za pośrednictwem swojego umieszczonego na kremlowskim wideobloga. Prezydent przemówił wczoraj rano, a już po południu na stronie było około 150 postów. Wieczorem moderatorzy informowali, że zarejestrowali 1791 osób.
Pomysł chwycił. Przeważają głosy zadowolonych internautów, którzy cieszą się, że w końcu mogą „porozmawiać” z prezydentem. Chociaż wielu z nich ubolewa, że nie jest to pełnowymiarowy dialog. – Czy zamierza pan w jakiś sposób odpowiadać na pytania w tym blogu? – pyta Siergiej z Moskwy. – Może chociaż czasami? Wiem, że jest pan zajęty – dodaje ktoś inny. Internauta podpisany jako Caesar Avgustus z Abchazji nie kryje zachwytu. – Dzień dobry. Początkowo nie wierzyłem własnym oczom – pisze. – Bardzo chciałbym się dowiedzieć, czy prezydent rzeczywiście przegląda ten blog, czy robi to jakiś odpowiedni departament? – dodaje. – Komentarze to świetny pomysł. Ale kiedy powstanie kremlowskie forum? – pyta użytkownik podpisujący się nickiem cfeet77.
Ale internauci zadają też bardziej kłopotliwe pytania. – Czy jest pan gotów do tego, że – jak na każdym forum – komentarze często będą zawierać konstruktywną (i nie tylko) krytykę pod pana adresem. Jak wówczas zareagują moderatorzy i pan osobiście? – pyta Paweł z Moskwy. – Czy moderatorzy rzeczywiście będą blokować tylko obraźliwe komentarze, czy też będą je filtrować wedle własnego uznania? – dopytuje Des31 z Kraju Stawropolskiego.
Rosjanie – tradycyjnie oddzieleni od władzy ogromną przepaścią – docenią najpewniej starania Kremla, który ma (przynajmniej pozornie) przybliżyć ich do prezydenta. Z wpisów w blogu Miedwiediewa miejscami przezierają niedowierzanie i sceptycyzm, ale także często szczera nadzieja, że może rzeczywiście uda się tę barierę zmniejszyć.
Nie brakuje także zupełnie „prywatnych” pytań. – Bardzo bym chciała się w końcu dowiedzieć się, jak ma na imię pański pies – domaga się npetrova. – Wychodzi jakaś bzdura, bo wszyscy go widzieli (na blogu jest nagranie), a jak się wabi, nikt nie wie - dodaje. Internautka zauważa, wykazując się przy tym dogłębną znajomością i innych zakamarków kremlowskiego portalu, że na prezydenckiej stronie dla dzieci Miedwiediew mówi o swoim kocie Dorofieju, a o psie ani słowa. – Przy całym szacunku dla kotów, chcę powiedzieć, że to niesprawiedliwe! Proszę usunąć ten przykry dowód braku równouprawnienia – konstatuje npetrova. W Rosji, gdzie pupile polityków cieszą się niewiele mniejszą sławą niż ich właściciele (labrador Władimira Putina niejednokrotnie przykuwał uwagę mediów), sprawa psa prezydenta zatacza coraz szersze kręgi. Po tym jak na jednym z podcastów Miedwiediew pojawił się z białym seterem w przypalane plamy, w Internecie zawrzało. Podobno „kremlowskie źródła” potwierdziły, że pies należy do nowego prezydenta i został mu podarowany we wrześniu z okazji urodzin. Ale jego imię wciąż pozostaje pilnie strzeżoną tajemnicą.