Jeszcze we wtorek, w dniu inauguracji, Barack Obama wystąpił o wstrzymanie na cztery miesiące procesów odbywających się przed komisjami wojskowymi w bazie na Kubie. W czwartek zrobił to, co zapowiadał w czasie kampanii wyborczej: zarządził zamknięcie obozu dla terrorystów w ciągu roku.
Amerykańscy obrońcy praw człowieka przyjęli tę decyzję z entuzjazmem. „Prezydent Obama słusznie nie chciał zaczynać rządów od spektaklu niesprawiedliwych i chaotycznych procesów przed komisjami wojskowymi. 120 dni powinno wystarczyć nowej administracji na odstąpienie od oskarżeń, które nie mają podstaw, i przesłanie reszty sądowi federalnemu” – stwierdza w oświadczeniu przesłanym „Rz” Joanne Mariner z organizacji Human Rights Watch.
– To mądre posunięcie – pochwalił Obamę jego niedawny rywal, republikański senator John McCain, krytykując jednak pośpiech, z jakim nowy prezydent zabrał się do zamknięcia więzienia. Zastrzeżenie McCaina i wielu innych sceptyków budzi brak rozwiązania najpoważniejszego problemu, jaki wiąże się z likwidacją Guantanamo: co zrobić z więźniami, którzy stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych, a z różnych powodów nie mogą zostać postawieni przed sądem cywilnym. Zdaniem McCaina jednym z rozwiązań mogłoby być przyspieszenie pracy komisji wojskowych, ale Obama zrobił coś dokładnie przeciwnego.
Nowy prezydent ogłosił stworzenie specjalnego zespołu, który ma zająć się kwestią „trudnych przypadków”. Zdaniem krytyków Obama powinien najpierw znaleźć rozwiązanie, a dopiero potem ogłaszać likwidację więzienia. – Z całym szacunkiem: powiedzenie „zamkniemy Guantanamo” to najprostsza część. Ja bym wolał wiedzieć, dokąd zostaną przewiezieni więźniowie, bo w USA nikt ich może nie chcieć przyjąć – uważa McCain.
Niedawne inspekcje Pentagonu wykazały, że wojskowe więzienia w Ameryce nie są przygotowane na przyjęcie osób oskarżonych o terroryzm. Nie chce ich także przyjąć większość sojuszników Ameryki.