Gdy za tydzień prezydent Barack Obama odczyta tradycyjne prezydenckie przemówienie przed połączonymi izbami amerykańskiego Kongresu, zwyczajową ripostę w imieniu opozycji wygłosi 37-letni gubernator stanu Luizjana Bobby Jindal. Przeciwko synowi imigranta z Kenii, który stał się jednym z największych przywódców w historii Partii Demokratycznej, republikanie wystawiają własną wschodzącą gwiazdę – syna imigrantów z Indii.
Po sromotnej porażce w niedawnych wyborach prezydenckich do Kongresu Partia Republikańska stara się zmienić swój wizerunek, by stawić czoła wyzwaniu, jakim stał się w ostatnim roku demokratyczny duet Obama – Clinton. Choć w Kongresie nadal karty rozdają biali mężczyźni, to na zewnątrz najbardziej widocznymi twarzami są tacy politycy, jak gubernator Alaski i niedawna kandydatka na wiceprezydenta Sarah Palin czy Michael Steele, wybrany na pierwszego czarnego przewodniczącego Republikańskiego Komitetu Narodowego zajmującego się organizacją i koordynacją działań partii w całym kraju.
Promowanie Jindala przez stare partyjne wygi to kolejny krok w tym kierunku. Chęć zmiany jest tak wyrazista, że w internetowej sprzedaży pojawiły się nawet koszulki z napisem „Steele. Jindal. Palin. To nie jest Partia Republikańska twojego taty”.
[srodtytul]Przeszedł na katolicyzm[/srodtytul]
Jindal ma równie barwną biografię jak Barack Obama. Urodził się 37 lat temu w Luizjanie jako Piyush Jindal. Miał cztery lata, gdy sam nadał sobie imię, którego używa do dziś: Bobby, od imienia bohatera jego ulubionego serialu telewizyjnego. Wychowany w wierze hinduistycznej jako nastolatek przeszedł na katolicyzm. Swe religijne doznania opisał w serii artykułów na łamach „New Oxford Review”. Jego wiara była tak żarliwa, że podczas studiów na Oksfordzie zastanawiał się nawet nad tym, czy nie zostać księdzem.