[b]– Tydzień temu został pan brutalnie pobity. Teraz dowiadujemy się o napaści na opozycjonistkę Jelenę Wasiliewą. Co się dzieje? [/b]
[b]Lew Ponomariow:[/b] To polityczny terror. Środowisko obrońców praw człowieka wystosowało w tej sprawie list do prezydenta. Wymieniliśmy w nim kilkanaście ofiar. Zaczęliśmy od listopada ubiegłego roku, od zamachu na Michaiła Bekietowa (dziennikarz gazety wydawanej w podmoskiewskich Chimkach – red.) i innych pobitych dziennikarzy. Przypominamy morderstwo Stanisława Markiełowa i Anastasji Baburowej, napaści na działaczy niezależnych związków zawodowych. W końcu Borysa Niemcowa, któremu chlusnęli w twarz amoniakiem. Na naszym liście jeszcze nie wysechł atrament, gdy dowiedzieliśmy się, że Lenę pobili w pociągu i wylądowała w szpitalu. My mówimy o najbardziej znanych faktach, a przecież takich ludzi – aktywistów, opozycjonistów, którzy ucierpieli od przemocy fizycznej – jest dwa, trzy razy więcej.
[b] – Co da list do prezydenta? Po co go napisaliście? [/b]
– Żeby władza coś odpowiedziała, powstrzymała przemoc. Teraz zachowują się tak, jakby tego nie widzieli, nie wygląda na to, by mieli zamiar cokolwiek z tym zrobić. Nie usłyszeliśmy na ten temat żadnej wypowiedzi. Nikt nie przyznał, że taki problem istnieje i że trzeba przerwać tę spiralę przemocy. Dlatego żądamy od prezydenta, by ten proceder został nazwany po imieniu, by z góry popłynął wyraźny sygnał. Jeśli to nastąpi, to oni nie będą tak bezczelnie, tak swobodnie atakować, po prostu będą się bali. Teraz się nie boją i robią, co chcą.
[b] – Co to za ludzie? [/b]