Największe więzienie Boliwii przypomina miasteczko. 1500 skazanych (głównie za handel narkotykami) pracuje na terenie zakładu. Żyją w wynajętych mieszkaniach, wielu z żonami i dziećmi (około 200) chodzącymi do pobliskich szkół. Policja zapuszcza się tu wtedy, gdy kogoś zabiją.
Jest fryzjer, kawiarnie, restauracje, sklepy spożywcze, sklepiki dla turystów, boisko piłki nożnej. Standard życia zależy – jak na wolności – od zasobności portfela. Jedni mają cele z własną kuchnią, łazienką i telewizją kablową, inni dzielą brudne klitki z kolegami.Do niedawna pod bramę San Pedro podjeżdżały autokary z turystami. Przewodniki Lonely Planet reklamowały więzienie jako oryginalny cel wypraw. Za 35 dolarów można było sobie zafundować wizytę z przewodnikiem, spróbować więziennych dań i wyprodukowanej tu kokainy, nawet spędzić noc w celi. Może w tej, w której żył kilka miesięcy w 1983 r. niemiecki zbrodniarz wojenny Klaus Barbie, nim wydano go Francji? San Pedro rozsławił jednak nie Barbie, lecz Brytyjczyk Thomas McFadden, który siedział tu w latach 1996 – 1999 za handel narkotykami. Jego przeżycia posłużyły Australijczykowi Rusty’emu Youngowi za kanwę powieści „Marching powder”. Brad Pitt wkrótce wyprodukuje na jej podstawie film.
Hollywoodzka sława nie wyszła jednak więźniom na dobre. Władze postanowiły ukrócić wizyty i rozdzielić rodziny. – Więźniowie muszą zrozumieć, że to jest zakład karny – mówił jego szef José Cabrera, cytowany przez boliwijski dziennik „La Razon”. Kiedy we wtorek 18 więźniów rozpoczęło strajk głodowy, władze spuściły z tonu.