Po poniedziałkowej tragedii poleciały głowy Wiktora Agiejewa, komendanta południowego okręgu Moskwy, w którym doszło do strzelaniny, a także jego zastępców. Jednak według informacji dziennika „Kommiersant”, co prawda ich wnioski o dymisję były przygotowane wcześniej, ale decyzję o zwolnieniu szefa stołecznej milicji podjął sam prezydent Miedwiediew.
Pronin to bliski i zaufany człowiek mera Jurija Łużkowa. - Musiał też być podczepiony pod kogoś w MSW, bo inaczej już by go tu nie było - uważa moskiewski dziennikarz Dmitrij Frolin. Od 2001 roku, gdy objął funkcję komendanta, przetrwał niejedną burzę. Nie zaszkodziła mu tragedia zakładników w teatrze na Dubrowce, wybuchy bomb w metrze czy masowe zamieszki w Moskwie po przegranej Rosji w meczu z Japonią w 2002 roku.
Pronin niezmiennie trwał na stanowisku dyrektora przedsiębiorstwa znanego jako moskiewska milicja. Po tragedii w supermarkecie Ostrow Pronin tłumaczył, że sprawca strzelaniny Denis Jewsiukow miał problemy rodzinne, ale dotychczas „pokazywał się tylko z dobrej strony”. Zdaniem „Kommiersanta” za usunięciem Pronina mogą pójść dalsze czystki w milicji.
- To rzeczywiście może być sygnał, że zaczynają się jakieś roszady kadrowe, ale jeszcze za wcześnie, by to oceniać - mówi Frolin w rozmowie z „Rz”. - To raczej rytualna ofiara. Moskwa to twierdza Łużkowa. Nie sądzę, by Miedwiediew odważył się ją zaatakować - uważa politolog Władimir Pribyłowski. - Zwolnienie tych kilku milicyjnych naczelników niewiele zmieni, bo cały system jest przeżarty. W Moskwie mafię zastąpili bandyci w pagonach - tłumaczy w rozmowie z „Rz”. Słowa te potwierdzają płynące zewsząd skargi na funkcjonariuszy. Korupcja i wymuszanie łapówek oraz nieprzeciętne chamstwo to tylko wierzchołek góry lodowej.
Wszechobecny jest rekiet i tzw. „kryszowanie biznesu”. Milicja oferuje przedsiębiorcom ochronę i wszyscy wiedzą, że jest to propozycja nie do odrzucenia. - Jeśli odmówisz, to na drugi dzień spotka cię coś niemiłego - tłumaczą wtajemniczeni. - U nas jest cywilizacja. Zwykłe mienty (gliniarze, psy — red.) się nas nie czepiają. Płacimy tylko milicji podatkowej, jeśli coś na nas znajdą. Pieniądze rozwiązują wszystkie problemy - mówi Aleksandr, sprzedawca z rynku elektroniki na tzw. Gorbuszce.