– Libańczycy wykazali, że są przywiązani do wolności i ustroju demokratycznego – mówił Saad Hariri, przywódca Ruchu Przyszłości, głównego ugrupowania Koalicji 14 Marca. I przekonywał, że „w tych wyborach nie ma zwycięzców ani zwyciężonych, jedynymi wygranymi są demokracja i Liban”.
Ale te wybory mają wielkiego przegranego – jest nim proirański Hezbollah, ugrupowanie bardzo silne, obok polityki i akcji zbrojnych organizujące w Libanie szkoły, szpitale, a nawet gospodarstwa rolne. Miało nadzieję na zwycięstwo i przejęcie władzy. Tak się jednak nie stało. Wraz z Hezbollahem przegrali jego sojusznicy, w tym chrześcijanie z Michelem Aunem na czele, zdobywając łącznie zaledwie 57 mandatów.
Jak podkreślają komentatorzy, kluczową postacią w Libanie stał się teraz Saad Hariri, syn i faktyczny następca zamordowanego w 2005 r. byłego premiera Rafika Haririego. To Rafik, bardzo popularny dzięki skutecznej odbudowie kraju po wojnie z lat 1975 – 1990, założył umiarkowany Ruch Przyszłości. I Saad zdaje sobie sprawę, że z tej popularności czerpie. Pierwszy raz odniósł zwycięstwo wyborcze w 2005 r., choć było ono skromniejsze niż obecnie.
– Myślę, że będzie następnym premierem. Jest bardziej doświadczony niż w 2005 r. Wykazał, że potrafi się uczyć – uważa Paul Salem, szef bejruckiego Centrum Bliskowschodniego Carnegie.
Do odegrania roli przywódcy wybrała Saada rodzina. Ma podobno większą charyzmę i lepiej kontaktuje się z ludźmi niż jego starszy brat Bahaa. Ukończył Uniwersytet Georgetown w Waszyngtonie, kieruje dużą firmą budowlaną Saudi Oger (zatrudnia 35 tys. ludzi) i jest bardzo bogaty – zdaniem „Forbesa” wart jest 1,4 miliarda dolarów.