Ku zakłopotaniu kanclerz Angeli Merkel nagle przedwyborczym tematem nr 1 stały się drwiny należącego do jej partii, CDU, premiera Nadrenii Północnej-Westfalii z rumuńskich robotników. 26 sierpnia Jürgen Rüttgers przemawiał w Duisburgu w imieniu chadeckiego kandydata na burmistrza Adolfa Sauerlanda. Skrytykował fińską firmę Nokia za decyzję zamknięcia zatrudniającej 2,3 tysiąca osób fabryki w pobliskim Bochum i przeniesienia produkcji do Rumunii. – W odróżnieniu od pracowników tutaj, w Zagłębiu Ruhry, rumuńscy robotnicy nie przychodzą do pracy na 7 rano i nie zostają tam do końca dnia pracy. Zamiast tego przychodzą i wychodzą, kiedy chcą – mówił.
Za obraźliwe zostały uznane również jego słowa na temat oczekiwanych z nadzieją chińskich inwestorów. – Jeśli wszystko inne się nie powiedzie, spotkamy się w ratuszu z Chińczykami, żeby porozmawiać o pewnym projekcie. I jeśli pod koniec dnia oni nadal nie będą chcieli zainwestować w Duisburgu, będziemy musieli ścisnąć ich za gardło i przydusić, dopóki nie spostrzegą, że Duisburg jest piękny – powiedział.
Słowa Rüttgersa nagłośniła lewica, uważając je za „skandal”. – SPD i Partia Lewicy starają się z tego zrobić wielką aferę polityczną. Trzy tygodnie przed wyborami do Bundestagu każda tego typu wypowiedź może mieć znaczenie – mówi „Rz” Cornelius Ochmann, politolog z Fundacji Bertelsmanna.
W piątek chadecki polityk publicznie przeprosił za słowa wypowiedziane w Duisburgu. – Nie zamierzałem nikogo obrazić, a jeśli to zrobiłem, przepraszam – powiedział. Tłumaczył, że wśród jego słuchaczy byli pracownicy likwidowanego zakładu, których chciał pocieszyć. Jak podkreślił, kierował się emocjami i jego słowa nie były zamierzone.
W sobotę socjaldemokraci z SPD opublikowali jednak w Internecie filmik mający dowieść, że Rüttgers kłamie, a jego szyderstwa z Rumunów są dobrze zaplanowanym elementem kam- panii wyborczej. Na filmiku szef rządu najludniejszego landu przemawia 28 sierpnia w Mün- sterze, wypowiadając się o Rumunach niemal dokładnie tak samo, jak dwa dni wcześniej w Duisburgu. Dorzuca jeszcze uwagę, że po wyjściu z pracy Rumuni na wszelki wypadek nie odbierają telefonów komórkowych.