Taki wniosek postawili Jan Slota (Słowacka Partia Narodowa) i Vladimir Mecziar (Ruch na rzecz Demokratycznej Słowacji). Chcą oni, aby ze sceny politycznej zniknęła Partia Węgierskiej Koalicji (SMK), która reprezentuje w parlamencie interesy 600-tysięcznej mniejszości narodowej. Jan Slota oskarżył przy tym Węgrów, że „gromadzą broń na południu Słowacji”.
Wywołało to ostry protest władz w Budapeszcie. Prezydent Węgier Laszlo Solyom odmówił nawet spotkania w cztery oczy ze swoim słowackim partnerem na szczycie prezydentów w Sopocie. A kilkanaście godzin po spotkaniu premierów obu krajów Roberta Fico i Gordona Bajnaia w węgierskich Seczanach, które miało uśmierzyć napięcie, konflikt wybuchł ze zdwojoną siłą.
14 deputowanych SMK pojechało bowiem do Budapesztu „na konsultacje” z węgierskimi posłami i rządem. – To zdrajcy! Nie możemy tolerować faktu, że posłowie naszego parlamentu konsultują się z parlamentem innego kraju. Znają tajemnice państwowe. Przysięgali wierność naszej konstytucji! – oświadczył Vladimir Mecziar.
Szefowie obu ugrupowań przekazali wniosek w sprawie delegalizacji SMK generalnemu prokuratorowi i parlamentarnej komisji immunitetowej. – Węgrzy powinni przeprosić Słowaków za holokaust popełniony na słowackiej mniejszości – stwierdził Slota. Mitygowany przez dziennikarzy, że pojęcie „holokaust” nie może być stosowane w tym kontekście, upierał się, że „wynarodowianie narodu słowackiego przez Węgrów odpowiada zagładzie Żydów”.
– Aroganckie i chamskie brednie pana Sloty przywodzą na myśl wystąpienia polityków III Rzeszy – ripostował czerwony z wściekłości lider SMK Pal Csaky. – Jesteśmy wolnymi ludźmi i możemy spotykać się z kim chcemy. Także w Budapeszcie! – podkreślał. Podobnie wypowiadali się politycy węgierscy.