Obrońcy Józefa Stalina nie przekonali sędzi Aleksandry Łopatkiny, że sowieckie represje były „usprawiedliwione”, a partia komunistyczna „niczym Chrystus chciała zapewnić swojemu narodowi świetlaną przyszłość”. – To triumf prawdy historycznej – powiedział Nikita Pietrow, historyk z badającego zbrodnie stalinowskie Memoriału. Obrońcy Stalina zapowiedzieli już apelację w rosyjskich sądach, a nawet w... Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu.
Pozew został złożony przez wnuka dyktatora Jewgienija Dżugaszwilego przeciwko opozycyjnej „Nowej Gaziecie”, która we współpracy z „Memoriałem” pisała o odpowiedzialności Stalina za straszliwe sowieckie zbrodnie. Bezpośrednim powodem do sądowego sporu, w którym potomek generalissimusa domagał się 10 mln rubli (ok. 320 tys. dolarów) odszkodowania, był artykuł autorstwa byłego śledczego w sprawie katyńskiej Anatolija Jabłokowa. Napisał on w nim, że to Stalin wydał wyrok na 22 tysiące Polaków, którzy padli ofiarą zbrodni katyńskiej.
Jabłokow określił Stalina jako „krwiożerczego ludojada”, który był związany z czekistami „wielką ilością przelanej krwi i ciężkimi zbrodniami, przede wszystkim wobec własnego narodu”. To właśnie te słowa oburzyły Jewgienija Dżugaszwilego.
Przez cały czas trwania procesu przed salą sądową dyżurowali zwolennicy Stalina, którzy prezentując dziennikarzom zdjęcia dyktatora, domagali się „dziejowej sprawiedliwości”. – Udowodnię, że te wszystkie oskarżenia to bzdury, a tak zwane dokumenty w sprawie Katynia to fałszywki – mówił adwokat Dżugaszwilego Leonid Żura. Inny jego przedstawiciel, znany z antypolskich poglądów historyk Jurij Muchin, przekonywał, że pozwani to „piąta kolumna” Polski, która szerzy kłamstwa o sowieckim przywódcy.
Przedstawiciele „Nowej Gaziety” i Memoriału przyznawali, że chociaż proces przyjmował momentami groteskowe formy, miał zasadnicze znaczenie. Był to bowiem pierwszy w historii Rosji sąd nad sowieckim tyranem.