– To nie nasza wina, że lider, którego kiedyś wybraliśmy, nie obronił Ukrainy. W kolekcjach ukraińskich oligarchów znalazł miejsce wśród antyków i słoników z porcelany – mówiła Tymoszenko w sobotę na placu Niepodległości w Kijowie.
Przemówienia pani premier słuchało 100 tysięcy ludzi. Takie tłumy przychodziły na jej wiece w listopadzie 2004 roku, gdy rodziła się pomarańczowa rewolucja. Wtedy jednak Julia Tymoszenko pojawiała się u boku Juszczenki i była jego najbliższą sojuszniczką.
Zdaniem ekspertów odwoływanie się do ideałów rewolucji ma pomóc szefowej rządu w walce o prezydenturę.
– Tymoszenko chciała zademonstrować, że to ona jest uosobieniem szans i nadziei Ukraińców. A krytykując Juszczenkę, chciała wyraźnie pokazać, że się od niego dystansuje – mówi „Rz” politolog Kostiantyn Bondarenko. – To jednak może być trudne, bo to ona pomogła Juszczence dojść do władzy – dodaje.
Tymoszenko przekonywała w sobotę, że przeznaczeniem Ukrainy jest członkostwo w Unii Europejskiej. Jednocześnie podkreślała jednak, że kraj ten nie może sobie pozwolić na „konfrontację z sąsiadami”.