Silvio Berlusconi rozmawiał z prezydentem nazywanym „ostatnim dyktatorem Europy” trzy godziny. Włoskiemu premierowi wcale nie przeszkadzało, że jako pierwszy przywódca z Zachodu odwiedził polityka do niedawna izolowanego przez kraje demokratyczne.
Być może przekonały go zapewnienia Łukaszenki, które padły dwa dni temu w wywiadzie dla włoskiego dziennika „La Stampa”. „Na Białorusi ustanowienie dyktatury jest niemożliwe” – oświadczył prezydent, dodając, że jeśli chodzi o demokrację, mógłby się podzielić doświadczeniami z niejednym krajem Zachodu.
– Proszę tylko spojrzeć, jak cierpi Berlusconi we własnym kraju! – nie kryje ironii w rozmowie z „Rz” białoruski politolog Aleksander Kłaskouski.
– Choć jest magnatem medialnym, to przecież nie wszystkie media mu podlegają. Wyciągają na światło dzienne afery, także z jego życia intymnego – mówi, dodając, że zważywszy na możliwość postawienia Berlusconiego przed sądem, białoruski model demokracji rzeczywiście może mu się podobać.
Berlusconi kreślił w Mińsku wizję pogłębiania białorusko-włoskiej współpracy gospodarczej i zapowiedział, że stanie na czele misji włoskich biznesmenów, którzy wkrótce odwiedzą Białoruś, bo chcą inwestować w jej gospodarkę. Potwierdził prognozy analityków, że jego podróż do Mińska jest nie tyle wizytą ważnego polityka z Unii, co biznesmena.