Według wstępnych wyników wyborów zarówno Liberalna Partia Ludowa na rzecz Wolności i Demokracji (VVD), jak i Partia Pracy (PvdA) zdobyły po 31 mandatów w niższej izbie holenderskiego parlamentu. Trzecią lokatę zdobyła walcząca z „islamizacją Holandii” Partia Wolności (23 mandaty). To wielki sukces ugrupowania kierowanego przez kontrowersyjnego polityka Geerta Wildersa, które do tej pory miało zaledwie 9 deputowanych.
Według pierwszych powy- borczych komentarzy to właśnie Wilders – który wzywa m.in. do wstrzymania imigracji i zakazu budowy nowych meczetów – może stać się teraz panem sytuacji. Jest bowiem cennym partnerem koalicyjnym dla VVD. Najbardziej prawdopodobnym rozwiązaniem będzie właśnie sojusz między Liberałami, Wildersem i Chrześcijańskimi Demokratami (CDA).
Ta ostatnia partia zajęła czwarte miejsce, zdobywając zaledwie 21 mandatów. To wielka porażka ugrupowania, które było najważniejszą partią dotychczasowej koalicji. Jego przywódca premier Jan Peter Balkenende w reakcji na wynik wyborów ogłosił, że podaje się do dymisji. Zrezygnował nie tylko z przywództwa partii, ale również ze swojego mandatu poselskiego.
– Wyborcy przemówili. Wynik jest oczywisty. To ja ponoszę polityczną odpowiedzialność za to, co się stało. Poinformowałem już kolegów partyjnych, że ustępuję. Moja dymisja ma skutek natychmiastowy – powiedział Balkenende na wyborczym wieczorze swojego ugrupowania.
Głosowało prawie 12 milionów Holendrów, którzy musieli wybierać parlament kilka miesięcy przed terminem. Gabinet Jana Petera Balkenende upadł w lutym, gdy Partia Pracy opuściła go w proteście przeciwko wysłaniu kolejnych żołnierzy do Afganistanu. To już piąte wybory w Holandii w ciągu zaledwie 11 lat.